Pewnego
jesiennego dnia Kacperek, Filipek i Amelka wybrali się do wielkiego parku na
spacer. Dzieci wzięły ze sobą chleb dla kaczuszek i orzechy laskowe dla
wiewiórek. Po nakarmieniu swoich ulubieńców zostały im puste torebki.
Babcia zaproponowała;
- Nie wyrzucajcie tych pustych torebek.
Nazbierajcie do nich kasztanów i żołędzi. Po drodze kupimy wykałaczki i jutro
zrobimy trochę żołędziowych ludzików i kasztanowych zwierzaczków.
Dzieci ucieszyły się z propozycji babci i
z wielkim zapałem zebrały pełne torebki kasztanów i żołędzi. W drodze do domu
babcia urwała jeszcze kilka kiści jarzębiny i głogu, a Amelka nazbierała
kolorowych liści.
- To też nam się może przydać.
Następnego dnia śniadanie szybko zniknęło
ze stołu, bo dzieci chciały jak najszybciej zająć się robieniem ludzików i
zwierzaczków z wczorajszych zbiorów. Na stole obok przyniesionych skarbów
znalazły się jeszcze nożyczki, klej, kolorowe kartki i farby. Dzieci zabrały
się do pracy.
- Najpierw zrobimy kilka zwierzaków, a
potem ludziki – zaproponował Kacperek.
- Może być – odpowiedział Filipek. Amelka
też się zgodziła.
Kacperek robił już figurki z kasztanów i
żołędzi w szkole, więc wiedział jak to się robi, więc chętnie pomagał Filipkowi i
Amelce. Wkrótce na stole pojawił się konik, piesek, zajączek, jeżyk, ślimaczek
i wiele innych zwierzaczków. Potem dzieci robiły ludziki. Amelka kilka ludzików
przyozdobiła koralami z jarzębiny a z listków zrobiła im sukienki i fikuśne
kapelusiki.
- To są moje dziewczyny – wyjaśniła
wszystkim.
- Poczekaj chwilkę, zaraz dorobimy im
chłopaków – oznajmili chłopcy.
Kiedy żołędziowe chłopaki znalazły się obok
dziewczyn babcia powiedziała:
- Wyglądają jak zespół taneczny.
Bardzo ładnie.
- Mamy już zwierzaczki i ludziki. Zostało
nam jeszcze bardzo dużo kasztanów i żołędzi. Co jeszcze możemy zrobić? – pytał
Kacperek.
- Już wiem! – krzyknął głośno Filipek – z reszty zrobimy żołnierzyki.
- Dobry pomysł – wesoło odpowiedział
Kacperek.
- Ja będę przystrajać, żeby nie byli
wszyscy jednakowi – zaproponowała Amelka.
Dzieci pracowały sprawnie i szybko. Przed
obiadem na stole stanęło 30 żołnierzyków kasztanowo-żołędziowych. Połowa z nich była w beretach i pelerynach z liści.
- Te żołnierzyki wyglądają jak komandosi,
czyli oddział specjalny, a ta druga połowa w hełmach i trochę jakby zamaskowana
podobna jest do artylerzystów – po dokładnym obejrzeniu stwierdziła babcia.
- Babciu niech te nasze prace zostaną na
stole do powrotu mamy i taty. Chcemy pochwalić się, co zrobiliśmy – poprosił
Filipek.
- A ja swoje zabiorę jak moja mama przyjedzie
po mnie – oznajmiła Amelka.
- Dobrze, niech czekają – zgodziła się
babcia.
Po powrocie rodziców z pracy dzieci
tłumaczyły jak robiły swoje dzieła. Tata był tak zachwycony tymi pracami, że
zadzwonił do cioci Teresy i zaprosił ją na pokaz wszystkich prac. Potem Amelka
wzięła niewielkie pudełko i włożyła do niego cały swój zespół taneczny oraz
wszystkie zwierzaczki.
- Amelko, nie zabieraj ich ze sobą. Postaw
z boku na szafce. Jutro jak przyjedziesz to będziecie się nimi bawić –
doradziła dziewczynce mama, kiedy przyjechała zabrać ją do domu.
- Mamo, ja też nie będę chował mojego
wojska. Jutro też będziemy się bawić. Niech stoją na stole. - powiedział Filipek
- Dobrze, niech stoją – zgodziła się mama Filipka i
dodała – tylko, żebyś nie miał z nimi jakiegoś kłopotu.
Filipek nie usłyszał przestrogi mamy.
Poszedł do pokoju oglądać bajkę w telewizji.
Na drugi dzień Filipek obudził się
pierwszy. Wstał z łóżeczka i poszedł obejrzeć swoje wojsko. Nagle, nadepnął gołą
stopą na coś twardego i bardzo kującego. Noga mocno zabolała. Usiadł na
podłodze, żeby zobaczyć, na co nadepnął i wtedy zauważył swojego poturbowanego
żołnierzyka. Rozejrzał się dookoła. Jego żołnierze mocno poturbowani leżeli na
całej podłodze a nawet pod stołem.
- Kto popsuł moje wojsko? – krzyczał na
całe gardło.
Wszyscy zerwali się z łóżek i przybiegli
do Filipka, żeby zobaczyć co się stało. Filipek stał nad swoim poturbowanym
wojskiem i pokazywał co się stało. Jedni pogubili nogi, drudzy ręce, a jeden
zgubił nawet głowę.
- Jak ja teraz pokażę cioci takich zepsutych żołnierzy – prawie płakał z żalu.
- Widzisz Filipku, wspominałam ci wczoraj,
że możesz mieć z nimi kłopoty, ale ty nie słuchałeś – tłumaczyła mama.
- Wojsko na noc musi być w koszarach, bo
inaczej będzie walczyć bez ustanku – wyjaśniała babcia – gdybyś włożył ich do
pudełka nic by się nie stało.
- Nie martw się. Zaraz po śniadaniu naprawimy szkody i jak przyjedzie Amelka i ciocia, zrobimy wielką wystawę – pocieszył braciszka Kacperek.
Od tego czasu Filipek zawsze pamiętał, że
żołnierzyki na noc muszą wrócić do koszar na odpoczynek, nawet jeśli to są tylko zabawki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz