piątek, 25 października 2013

36. Żołędziowe i kasztanowe żołnierzyki

     Pewnego jesiennego dnia Kacperek, Filipek i Amelka wybrali się do wielkiego parku na spacer. Dzieci wzięły ze sobą chleb dla kaczuszek i orzechy laskowe dla wiewiórek. Po nakarmieniu swoich ulubieńców zostały im puste torebki. Babcia zaproponowała;
     - Nie wyrzucajcie tych pustych torebek. Nazbierajcie do nich kasztanów i żołędzi. Po drodze kupimy wykałaczki i jutro zrobimy trochę żołędziowych ludzików i kasztanowych zwierzaczków.
     Dzieci ucieszyły się z propozycji babci i z wielkim zapałem zebrały pełne torebki kasztanów i żołędzi. W drodze do domu babcia urwała jeszcze kilka kiści jarzębiny i głogu, a Amelka nazbierała kolorowych liści.
     - To też nam się może przydać.
     Następnego dnia śniadanie szybko zniknęło ze stołu, bo dzieci chciały jak najszybciej zająć się robieniem ludzików i zwierzaczków z wczorajszych zbiorów. Na stole obok przyniesionych skarbów znalazły się jeszcze nożyczki, klej, kolorowe kartki i farby. Dzieci zabrały się do pracy.
     - Najpierw zrobimy kilka zwierzaków, a potem ludziki – zaproponował Kacperek.
     - Może być – odpowiedział Filipek. Amelka też się zgodziła.
     Kacperek robił już figurki z kasztanów i żołędzi w szkole, więc wiedział jak to się robi, więc chętnie pomagał Filipkowi i Amelce. Wkrótce na stole pojawił się konik, piesek, zajączek, jeżyk, ślimaczek i wiele innych zwierzaczków. Potem dzieci robiły ludziki. Amelka kilka ludzików przyozdobiła koralami z jarzębiny a z listków zrobiła im sukienki i fikuśne kapelusiki.
     - To są moje dziewczyny – wyjaśniła wszystkim.
     - Poczekaj chwilkę, zaraz dorobimy im chłopaków – oznajmili chłopcy.
     Kiedy żołędziowe chłopaki znalazły się obok dziewczyn babcia powiedziała:
     - Wyglądają jak zespół taneczny. Bardzo ładnie.
     - Mamy już zwierzaczki i ludziki. Zostało nam jeszcze bardzo dużo kasztanów i żołędzi. Co jeszcze możemy zrobić? – pytał Kacperek.
     - Już wiem! – krzyknął głośno Filipek – z reszty zrobimy żołnierzyki.
     - Dobry pomysł – wesoło odpowiedział Kacperek.
     - Ja będę przystrajać, żeby nie byli wszyscy jednakowi – zaproponowała Amelka.
     Dzieci pracowały sprawnie i szybko. Przed obiadem na stole stanęło 30 żołnierzyków kasztanowo-żołędziowych. Połowa z nich była w beretach i pelerynach z liści.
     - Te żołnierzyki wyglądają jak komandosi, czyli oddział specjalny, a ta druga połowa w hełmach i trochę jakby zamaskowana podobna jest do artylerzystów – po dokładnym obejrzeniu stwierdziła babcia.
     - Babciu niech te nasze prace zostaną na stole do powrotu mamy i taty. Chcemy pochwalić się, co zrobiliśmy – poprosił Filipek.
     - A ja swoje zabiorę jak moja mama przyjedzie po mnie – oznajmiła Amelka.
     - Dobrze, niech czekają – zgodziła się babcia.
     Po powrocie rodziców z pracy dzieci tłumaczyły jak robiły swoje dzieła. Tata był tak zachwycony tymi pracami, że zadzwonił do cioci Teresy i zaprosił ją na pokaz wszystkich prac. Potem Amelka wzięła niewielkie pudełko i włożyła do niego cały swój zespół taneczny oraz wszystkie zwierzaczki.
     - Amelko, nie zabieraj ich ze sobą. Postaw z boku na szafce. Jutro jak przyjedziesz to będziecie się nimi bawić – doradziła dziewczynce mama, kiedy przyjechała zabrać ją do domu.
     - Mamo, ja też nie będę chował mojego wojska. Jutro też będziemy się bawić. Niech stoją na stole. - powiedział Filipek
     - Dobrze, niech stoją – zgodziła się mama Filipka i dodała – tylko, żebyś nie miał z nimi jakiegoś kłopotu.
     Filipek nie usłyszał przestrogi mamy. Poszedł do pokoju oglądać bajkę w telewizji.
     Na drugi dzień Filipek obudził się pierwszy. Wstał z łóżeczka i poszedł obejrzeć swoje wojsko. Nagle, nadepnął gołą stopą na coś twardego i bardzo kującego. Noga mocno zabolała. Usiadł na podłodze, żeby zobaczyć, na co nadepnął i wtedy zauważył swojego poturbowanego żołnierzyka. Rozejrzał się dookoła. Jego żołnierze mocno poturbowani leżeli na całej podłodze a nawet pod stołem.
     - Kto popsuł moje wojsko? – krzyczał na całe gardło.
     Wszyscy zerwali się z łóżek i przybiegli do Filipka, żeby zobaczyć co się stało. Filipek stał nad swoim poturbowanym wojskiem i pokazywał co się stało. Jedni pogubili nogi, drudzy ręce, a jeden zgubił nawet głowę.
     - Jak ja teraz pokażę cioci takich zepsutych żołnierzy – prawie płakał z żalu.
     - Widzisz Filipku, wspominałam ci wczoraj, że możesz mieć z nimi kłopoty, ale ty nie słuchałeś – tłumaczyła mama.
     - Wojsko na noc musi być w koszarach, bo inaczej będzie walczyć bez ustanku – wyjaśniała babcia – gdybyś włożył ich do pudełka nic by się nie stało.
     - Nie martw się. Zaraz po śniadaniu naprawimy szkody i jak przyjedzie Amelka i ciocia, zrobimy wielką wystawę – pocieszył braciszka Kacperek.
      Od tego czasu Filipek zawsze pamiętał, że żołnierzyki na noc muszą wrócić do koszar na odpoczynek, nawet jeśli to są tylko zabawki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz