W niewielkim mieście w żółtym domku
mieszkała mała Elżunia z rodzicami, dwiema siostrami i bratem. Z domku
wychodziło się na duże podwórko ogrodzone siatką. Pewnego dnia ciocia
przyniosła dzieciom niedużego pieska. Był czarny w białe łatki, z zawiniętym do
góry ogonkiem. Dzieciom piesek bardzo się podobał i pytały rodziców:
- Mamo, tato czy możemy zatrzymać pieska?
- Dobrze niech zostanie – zgodzili się
rodzice, a mama dodała – to jeszcze szczeniak, dopóki nie dorośnie może spać w
ganku, ale potem będzie musiał mieszkać w budzie na podwórku.
- Jak go nazwiemy? – zastanawiała się Elżunia.
- Może Reks albo Burek albo Łatek? – starsze
siostrzyczki podawały różne nazwy.
- Nie, nazwiemy go Azor, Azorek –
zadecydował braciszek.
To imię dla pieska wszystkim się podobało
i zdecydowali się tak go nazwać. Azorek najbardziej polubił Elżunię. Była
najmłodsza i całymi dniami bawiła się z nim na podwórku. Mały piesek sam nie
chciał spać i kiedy już wszyscy spali żałośnie skomlił. Elżunia po cichutku
zakradała się do ganku, brała pieska do swojego łóżeczka, a rano jeszcze zanim
rodzice wstali z powrotem zanosiła go do ganku.
Pewnego razu mama szła do sklepu.
- Mamo, czy mogę iść z tobą? – zapytała
dziewczynka.
- Możesz. Kupimy Azorowi obrożę i smycz to
będzie mógł z nami chodzić – odpowiedziała mama.
Gdy wyszły na ulicę mama zatrzymała się i
starannie zamknęła furtkę. Azor jak zobaczył, że Elżunia wyszła zaczął piszczeć
i skakać na furtkę, bo chciał też iść z nimi na zakupy. Jednak furtka nie
chciała się otworzyć. Postanowił znaleźć sobie inne wyjście z ogrodzenia. Biegł
wzdłuż siatki i w samym rogu zobaczył niewielką dziurę. Szybko przeszedł przez
dziurę i pobiegł za Elżunią i jej mamą.
Pierwsza zobaczyła go mama. Zatrzymała się
i powiedziała:
- Elżuniu zaprowadź Azora do domu i zamknij
go w ganku. Ja na ciebie zaczekam.
- Dobrze. Już idę – odpowiedziała
dziewczynka i szybko pobiegła w stronę domu, a Azor pobiegł za nią. Po chwili
wróciła już sama. Pomału poszły dalej. Elżunia oglądała się kilka razy, aby sprawdzić
czy piesek nie idzie za nimi, bo zapomniała powiedzieć siostrzyczce, żeby go
nie wypuszczała na podwórko.
Starsza siostrzyczka, gdy usłyszała, że
Azor szczeka otworzyła drzwi i wypuściła go na podwórko. Pies szybko wydostał
się przez dziurę i pobiegł za Elżunią. Tym razem jednak nie doszedł do niej
tylko biegł trochę dalej za nimi, a jak wyczuł, że Elżunia za chwilę obejrzy
się sprytnie chował się za przechodniami lub za zakrętem ulicy. Dziewczynka z
mamą przeszła na drugą stronę ulicy. Azor bał się, że go zobaczą nie przeszedł
razem z nimi i dopiero, kiedy obie zniknęły za rogiem ulicy wybiegł na jezdnię.
Niestety nie wiedział, że samochody nie zatrzymują się w miejscach
niewyznaczonych dla pieszych i wpadł
prosto pod nadjeżdżający samochód. Miał jednak dużo szczęścia, bo kierowca tego
samochody jechał powoli i z daleka zauważył, że przez jezdnię przebiega piesek.
Ostro zahamował, ale nie zdążył zatrzymać się przed Azorem i lekko go potrącił.
To była prawdziwa lekcja dla Azora i zanim przechodnie się zorientowali co się
stało Azor zerwał się na równe nogi i z podkulonym ogonem wrócił do domu.
Z zakupów Elżunia wróciła niezadowolona. Sklep
był zamknięty i nie kupiła ani smyczy ani obroży.
- Będziesz musiał dłużej poczekać na swoje
prezenty – tłumaczyła swojemu pieskowi – chodź pobawimy się.
Azor
patrzył się na nią smutnymi oczami i niechętnie wstał. Nie mógł jednak
swobodnie biec, bo kulał.
- Mamo, chodź obejrzyj Azora. Coś mu się
stało. Kuleje na jedną łapkę – wołała Elżunia.
- Jak poszłyście Azor wybiegł przez dziurę
za wami i jak przebiegał przez jezdnię potrącił go samochód – wyjaśniła starsza
siostra.
Mama dokładnie go obejrzała i powiedziała:
- Nic mu się nie stało, ma tylko stłuczoną
łapkę. Źle się czuje, bo przeżył szok. Może już teraz nie będzie sam wybierał
się na wycieczki. Niech sobie dzisiaj poleży a jutro już będzie się czuł
dobrze.
Azor spokojnie leżał do wieczora. Rano jak
Elżunia poszła do niego biegał wesoło tylko od czasu do czasu lekko utykał.
Na drugi dzień była niedziela. Sklepy były
zamknięte i nie można było nic kupić, a cała rodzinka wybierała się na
wycieczkę.
- Mamo musimy zabrać Azora, ale jak go
weźmiemy bez smyczy? – martwiła się Elżunia.
- Dzisiaj idziemy wszyscy to będziemy go pilnować,
a jak trzeba będzie przejść przez jezdnię to go przytrzymasz – odpowiedziała
mama.
Pogoda była piękna. Szybko spakowali się i
wyruszyli. Kiedy czekali na ulicy przy przejściu dla pieszych na przejazd
samochodów Elżunia chciała przytrzymać Azora, ale on stał spokojnie przy nodze
dziewczynki i czekał razem z nią. Taka sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka
razy. Azor nie wybiegał na jezdnię tylko czekał i jak przechodnie przechodzili
na drugą stronę ulicy, przechodził i on.
Po powrocie z wycieczki mama śmiała się i
powiedziała:
- Zauważyliście, że Azor nauczył się
przechodzić na drugą stronę ulicy.
- Tak zauważyliśmy – odpowiedziała Elżunia
za wszystkich – jak nikt nie przechodzi przez ulicę to Azor stoi i czeka, a jak
ludzie przechodzą na druga stronę to i on przechodzi.
Od tego czasu Azor zawsze chodził z
Elżunią na zakupy, a smycz nie była potrzebna, bo na drugą stronę ulicy nauczył
się przechodzić, a do sklepu nie wchodził, bo wiedział, że nie może tam wejść i
cierpliwie czekał na swoją właścicielkę obok wejścia.
kolejne fajne i pouczające opowiadanie
OdpowiedzUsuńteż miałam pieska Azorka
OdpowiedzUsuń