piątek, 10 stycznia 2014

44. Sikorka

     Mała Zuzia nie chodziła do przedszkola, bo często chorowała i rodzice postanowili, że będą ją zostawiać u babci i dziadka w niewielkim domku pod miastem.
     - U nas jest duże podwórko i Zuzia może całe dnie spędzać na powietrzu, to się trochę uodporni – powiedziała babcia.
     Zuzia bardzo lubiła przebywać u babci. Wielkie podwórko za domkiem było ogrodzone i podzielone na trzy części. W najdalszej części chodziły sobie kury i kaczki. Najbardziej panoszył się wielki kolorowy kogut. Zuzia nigdy tam nie wchodziła, bo bała się tego koguta.
     W drugiej części podwórka, również odgrodzonej był ogródek. Na niewielkich grządkach rosła marchewka, pietruszka, koper, pomidory i jeszcze inne warzywa. Zuzia najbardziej lubiła świeżo wyrwaną marchewkę lub rzodkiewkę. Zawsze, gdy babcia szła po warzywa towarzyszyła jej i wybierała najładniejsze okazy. Obok warzyw rosła także jabłoń, grusza, porzeczki i agrest. Całe lato, aż do późnej jesieni zawsze można było zerwać coś smacznego na deser lub wtedy, gdy się miało na coś ochotę.
     Pozostała część podwórka, która była przy samym domu była wielkim placem zabaw dla dzieci. Była tam piaskownica, trampolina, huśtawki, a w upalne lato był także basen, żeby dzieci mogły ochłodzić się w wodzie.
     Zuzia i pozostałe wnuki, czyli Filip, Kuba i Ola chętnie odwiedzali babcię i dziadka, bo nigdy się im tu nie nudziło. Kiedy minęły wakacje dzieci mogły przyjeżdżać tylko w dni wolne od szkoły. Tylko najmłodsza Zuzia była u babci codzienne.
     Babcia dotrzymała słowa i Zuzia codziennie wychodziła na powietrze, nawet, gdy była niepogoda. Gdy padało zakładała kalosze i mierzyła kałuże, ale trochę krócej niż zwykle, bo babcia bała się, żeby Zuzia się nie przeziębiła.
     Po ciepłej jesieni wcześniej rozpoczęła się zima. Po krótkim spacerze Zuzia brała swoje zabawki do drzwi przy tarasie i tam się bawiła. Pewnego dnia wbiegła przestraszona do kuchni z okrzykiem:
     - Babciu, babciu jakiś ptaszek puka w szybę! Chyba mu zimno i chce żeby go wpuścić do domu. Chodź zobacz.
     - Dobrze, już idę – odpowiedziała babcia i poszła z Zuzią do pokoju.
     Dziewczynka spojrzała ze smutkiem na babcię i odpowiedziała
     - Już chyba odleciał. Szkoda, że nie poczekał na nas to byśmy go wpuściły, prawda? – zapytała.
     - Zobacz, wcale nie odleciał ten twój ptaszek. Tam na barierce siedzi więcej tych ptaszków. To sikorki już przyleciały i upominają się o słoninkę.
     - Jak to o słoninkę? Czy one ją lubią? – pytała dalej.
     - Tak, bardzo ją lubią. W mroźne dni zimy jest to dla nich najlepsze pożywienie. Pobiegnij do dziadka i powiedz mu, że już są sikorki i musi powiesić dla nich słoninkę – doradziła Zuzi babcia.
     Zuzia pobiegła do dziadka, złapała go za rękę i ciągnęła do dużego pokoju z prośbą:
     - Dziadku, no chodź szybko. Musisz powiesić słoninkę sikorkom, bo już czekają na tarasie.
     Dziadek posłusznie poszedł do dużego pokoju. Sikorki siedziały na barierce i śmiesznie przekrzywiały łepki.
     - One chyba zaglądają, czy już niesiesz im dziadku, słoninkę – śmiała się Zuzia.
     Babcia przyniosła z lodówki kilka kawałków słoninki, a dziadek przyniósł specjalne haczyki. Umieścił smakołyki sikorek na haczykach, wyszedł na taras i zawiesił ich w kilku miejscach.
     Od tego czasu Zuzia codziennie sprawdzała, czy słoninka jeszcze jest i czy sikorki mają, co jeść.
      Nadeszły święta Bożego Narodzenia. Kolacja wigilijna była u babci i dziadka, na którą przybyła cała rodzinka. Św. Mikołaj wręczył każdemu prezent. Wszyscy byli bardzo zadowoleni. Zanim św. Mikołaj odszedł Zuzia zapytała:
     - Św. Mikołaju, a czy masz w swoim wielkim worze prezent dla naszych sikorek.
     - Mam. Dobrze, że mi przypomniałaś, bo nie zostawiłbym im tego prezentu – a po chwili św. Mikołaj wyjął z worka wielki kawałek smakołyku sikorek i dodał – chyba wystarczy im tego smakołyku do końca zimy.
     - Dziękuję ci Mikołaju - zawołała uradowana Zuzia i ucałowała go w obydwa policzki – naprawdę o nikim nie zapomniałeś.
     Po nowym roku Zuzia z rodzicami wyjechała na dwa tygodnie w góry. Codziennie uczyła się jeździć na nartach, a także zjeżdżała z rodzicami na sankach. Nie zapomniała jednak o sikorkach i czasami nawet dwa razy dziennie dzwoniła do dziadka, żeby sprawdził czy sikorki mają jeszcze słoninkę.
     W czasie powrotu z gór Zuzia poprosiła mamę i tatę
     - Zanim pojedziemy do domu to na bardzo krótką chwilę wstąpimy do babci i dziadka, bo przecież muszę zobaczyć moje sikorki.
     - Możemy na chwilkę wstąpić – odpowiedział tata – ale dzisiaj już ich nie zobaczysz, bo robi się ciemno.
     Gdy podjechali pod domek dziadek był na podwórku i szybko otworzył bramę. Zuzia wysiadła i podbiegła do dziadka, żeby się z nim przywitać. Dziadek rozłożył szeroko ręce, przytulił mocno Zuzię i zawołał:
     - No, wreszcie wróciłaś moja kochana sikoreczko.
     - Dziadku, przecież ja nie jestem ptaszkiem, tylko twoją wnuczką – śmiała się dziewczynka.
     Następnego dnia Zuzia po spacerze jak zwykle bawiła się przy drzwiach na taras i przyglądała się sikorkom. Tym razem zleciało się większe stadko ptaszków. Podfruwały do szyby, machały skrzydełkami i delikatnie pukały w szybę. Babcia widząc zachowanie ptaków powiedziała do Zuzi:
     - One cię chyba witają, bo za tobą tęskniły, a teraz się cieszą, że jesteś blisko.
      - Może – odpowiedziała dziewczynka - będę zawsze o nich pamiętać, zwłaszcza w mroźne dni. Inni też powinni pamiętać o ptaszkach, kiedy śnieg spadnie i nie ma dla nich pożywienia, bo przecież z nimi jest zawsze weselej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz