sobota, 25 stycznia 2014

46. Cienka i mała jak patyczek to Tosia.

     Tosia skończyła już sześć lat i chwaliła się wszystkim, że po wakacjach już nie będzie chodzić do przedszkola jak maluch tylko pójdzie do szkoły. Choć to nie będzie jeszcze pierwsza klasa tylko zerówka, ale w szkole a nie w przedszkolu. Te wakacje spędzała u babci Marysi na wsi razem ze swoim starszym rodzeństwem: Krzysiem, Ludwisią i Zosią.
     Gdy dzieci przyjechały na wieś babcia popatrzyła się na Tosię i załamała ręce:
     - Tosiu, jak ty wyglądasz? Mała, chudziutka, a jak usiądziesz w szkolnej ławce to wcale nie będzie cię widać. Chyba będę musiała cię dobrze karmić, żebyś dużo urosła przez te wakacje..
     - Dobrze babciu, jak będziesz mi dogadzać to na pewno urosnę – odpowiedziała wesoło Tosia.
     Kiedy dzieci poszły bawić się babcia zabrała się do gotowania smacznego obiadku. Bardzo starała się, żeby obiadek smakował dzieciom. Nie wiedziała jednak, że najlepszym śniadaniem, obiadkiem i kolacją dla Tosi są słodycze. Dziewczynka nie chciała jeść zupek, ziemniaczków, kotlecików, warzywek, nawet frytek i kanapek. Najlepszym daniem dla niej były czekoladki, batony, ciasteczka, cukierki i wszystkie inne słodycze. Babcia bardzo się zmartwiła i zastanawiała się jak namówić Tosię do próbowania różnych potraw, bo może wtedy zacznie jeść wszystko.
     Następnego dnia babcia zabrała dziewczynki do ogrodu:
     - Nazbieramy dzisiaj malinek, bo na podwieczorek będą racuszki z malinkami i bitą śmietaną.
     Dziewczynki chętnie i szybko napełniły cały koszyczek.
     - Babciu zobacz, na krzaczkach zostało jeszcze dużo malinek. Czy wszystkie zerwiemy dzisiaj? – dopytywała się Ludwisia i Zosia.
     - Nie. Dzisiaj już nam wystarczy tych, które zerwałyście. Potem przygotuję słoiczki i jutro zerwiemy pozostałe malinki. Pomożecie mi zrobić konfiturę. W zimie będzie przypominała świeże owoce.
     Tego dnia Tosia jak zwykle zjadła łyżkę zupy i odsunęła talerz. Z drugiego dania spróbowała tylko pół ziemniaczka, a kotlecika nawet nie skubnęła, czekała na deser, bo zawsze było coś słodkiego. Jednak tym razem nie było deseru.
     - Dzisiaj nie będzie deseru. Wcześniej zrobię podwieczorek – powiedziała babcia i zabrała ze stołu puste talerze i cały obiadek Tosi.
     Tosia odeszła od stołu bardzo niezadowolona. Dzisiaj była naprawdę głodna. Myślała, że jak zje deser to już nie będzie chciało się jej jeść. Poszła do pokoju, troszkę poleżeć, bo wydawało się jej, że nie ma siły, nawet nóżki były bardzo ciężkie i nie chciały biegać. Po chwili mocno zasnęła. Jak długo spała nie wiedziała, a obudził ją krzyk Krzysia, Ludwisi i Zosi, którzy głośno wołali do babci:
     - Babciu, babciu przynieś jeszcze racuszków, bo już wszystkie zjedliśmy!
     Gdy usłyszała, że są już racuszki w głodnym brzuszku głośno coś zaburczało. Szybko podniosła się i pobiegła do kuchni. Na stole stał cały stos świeżo usmażonych racuchów. Babcia rozkładała je na osobnych talerzykach. Potem na każdy położyła dużą porcję malinek i wszystko przykryła bitą śmietaną.
     - Nałożyć ci też racuszków? – zapytała babcia Tosię.
     - Tak. Proszę. Zjem ich całą furę – odpowiedziała jeszcze zaspana dziewczynka.
     Babcia ucieszyła się i pomyślała, że może Tosia naprawdę zacznie więcej jeść. Szybko się jednak rozczarowała, bo Tosia z każdego racuszka zjadała tylko bitą śmietanę i nie spróbowała ani jednej malinki, ani jednego racuszka. Wieczorem na kolację babcia zrobiła pyszne kolorowe kanapki. Krzysio, Ludwisia i Zosia szybko zjedli kolację i poszli oglądać bajki na dobranoc. Na stole zostały tylko dwie maleńkie kanapki dla Tosi. Niestety dziewczynka odsunęła daleko talerzyk i zapytała:
     - Babciu, może masz coś słodkiego?
     - Dzisiaj na podwieczorek były słodkie racuchy i nie ma już więcej nic słodkiego. Musisz zjeść swoje kanapki – odpowiedziała babcia.
     - To może został, choć jeden racuch z bitą śmietanką? – zapytała ponownie.
     - Nie Tosiu. Twoje niezjedzone racuchy zjadły kurki i bardzo im smakowały.
     - To nie będę nic jadła – odpowiedziała Tosia i poszła prosto do pokoju przebrać się w piżamkę.
     Tej nocy Tosia bardzo źle spała. Budziła się często, a w brzuszku coś bardzo głośno burczało. Obudziła się bardzo rano. Jeszcze wszyscy spali. Na paluszkach pobiegła do kuchni. Babcia zawsze w koszyczku na stole zostawiała dla dzieci ciasteczka lub cukierki, ale tym razem koszyczek był pusty. Podeszła do okna i wyglądała. Naraz zobaczyła wielkiego ptaka, który siedział na krzaku malinek i zjadał wszystkie po kolei. Założyła buciki i pobiegła przepędzić ptaszysko. Zanim machnęła rączką ptaszek odleciał. Już miała wracać do domu, gdy usłyszała cichutki głosik, który ją pytał:
     - Dlaczego wypędziłaś tego ptaszka?
     Tosia stanęła i ciekawie rozglądała się dokoła. Po chwili zobaczyła na gałązce, na której siedział ptaszek maleńkiego brodatego skrzata.
     - Chciał zjeść malinki, a babcia będzie dzisiaj robić z nich konfiturę.
     - Ale przecież ty nie jesz owoców to lepiej jak ptaszek je zjadł, bo za chwilę malinka spadła by na ziemię, a potem zgniła i nikt z niej nie miał by pożytku.
     - Kto ty jesteś i co tutaj robisz? – zapytała nieśmiało Tosia.
     - Nazywam się Ben. Takich jak ja jest tu nas więcej. Jesteśmy duszkami owocowych krzewów i drzewek. Mamy dużo pracy. Staramy się odsuwać wszystkie listki, żeby owoc w ciepłym słoneczku mógł szybciej dojrzewać. Taki dojrzały w ciepłych promieniach słoneczka wyśmienicie smakuje. Spróbuj, o tę – i skrzat wskazał najbardziej dojrzałą malinkę.
     Tosia wstydziła się odmówić skrzatowi, by nie zrobić mu przykrości. Zerwała prędko malinkę wzięła do buzi, zamknęła oczy i pomyślała, że tą jedną to może jakoś przełknie. Ale co to. Malinka rozpuściła się w ustach dziewczynki, była słodka i smakowała jak najlepszy cukierek.
     - Czy mogę zjeść następną? – zapytała nieśmiało.
     - Tak. Ile tylko chcesz. Będę ci pokazywał. Które są najsmaczniejsze.
     Długo jeszcze dziewczynka stała przy krzaku malinek i objadała się tymi najsmaczniejszymi, aż usłyszała głos babci, która ją wołała na śniadanie.
     - Dziękuję ci skrzaciku. Muszę już iść, ale jutro też przyjdę.
     - Tosiu poczekaj, muszę ci powiedzieć, że nie tylko owoce doglądają skrzaty, ale i warzywa, dlatego twój braciszek i siostrzyczki najlepiej lubią marchewki i rzodkiewki świeżo wyrwane z ziemi, pomidorki i ogórki prosto z krzaczka. Mają dużo witamin i dodają siły i urody. Obiecaj mi, że ty też spróbujesz tych surowych i ugotowanych, to jak jutro się znowu zobaczymy, powiesz mi czy ci smakowały.
     Prosto z ogródka Tosia wpadła do kuchni. Babcia popatrzyła na nią i zapytała:
     - Kto ci tak ubrudził buzię i raczki?
     - Ja sama. Jadłam malinki prosto z krzaczka. Te najbardziej dojrzałe.
     - Bardzo się cieszę. Teraz umyj buzię i rączki i siadaj do śniadania.
     Śniadanie zjadła bardzo szybko. Potem pobiegła ubrać się. Tosia wiedziała, że po śniadaniu babcia idzie do ogródka po warzywa na obiad. Spieszyła się, bo pójść z babcią. Chciała spróbować tych świeżych warzyw, bo jutro musi powiedzieć o tym Benowi. Dogoniła babcię już w ogródku i poprosiła:
     - Babciu wyrwij dla mnie najładniejszą marchewkę i rzodkiewkę. Muszę ich spróbować.
     - Dobrze, ale co się stało, że zmieniłaś zdanie?
     - Muszę jutro opowiedzieć Benowi, jak smakują świeże warzywa.
     - A kto to jest Ben? – zapytała zdziwiona babcia.
     - To jest skrzat, który mieszka w malinkach. To on pokazywał mi te najbardziej dojrzałe, najsmaczniejsze.
      Zgodnie z umową Tosia spróbowała po trochu wszystkich warzyw i owoców z babcinego ogródka. Potem widziała, jak babcia obiera warzywa i gotuje z nich obiadek. Tym razem zjadła cały obiadek. Od tego czasu już nie mówiła, że ona tego nie będzie jadła, bo wszystko bardzo jej smakowało. Gdy skończyły się wakacje i rodzice przyjechali po dzieci nie mogli uwierzyć, że Tosia tak dużo urosła i troszkę przytyła. Nie była już cienka i mała jak patyczek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz