Pewnego letniego dnia Elżunia z rodzicami
i rodzeństwem pojechała na wieś do cioci Józi. Wieś wyglądała inaczej niż
miasteczko, w którym mieszkała. Zamiast ulic były ścieżki a po obu stronach
ścieżki rosły wysokie zboża. Elżunia kilka razy chowała się w zbożu. Wreszcie tata
zawołał:
- Nie wolno ci więcej wchodzić w te
wysokie zboża, bo zabłądzisz, jesteś jeszcze malutka i nie będziemy mogli cię
znaleźć!
Po przybyciu do cioci i po przywitaniu mama
powiedziała:
– Teraz
musicie się sami pobawić na podwórku, ba ja muszę pomóc cioci przygotować
obiad.
Mama zostawiła dzieci na wielkim podwórku
i poszła do kuchni. Siostrzyczki i braciszek chcieli, żeby Elżunia bawiła się z
nimi w berka. Zabawa ta jednak szybko się jej znudziła. Miała zaledwie trzy
latka i jej małe nóżki nie mogły dogonić rodzeństwa, a cały czas nie chciała
być berkiem. Obok domu zauważyła kurę, która prowadziła maleńkie kurczaczki.
Jeden kurczaczek odłączył się od stadka. Elżunia przestraszyła się, że
kurczaczek zabłądzi. Wzięła niewielką rózgę do rączki, podbiegła do kurczaczka
i lekko potrąciła go rózgą, bo chciała żeby wrócił do mamy. Przestraszony
kurczaczek nie zdążył uciec i przewrócił się. Zauważył to starszy cioteczny
braciszek Elżuni i krzyknął:
- Mamo, a Ela rózgą zabiła kurczaka.
Ciocia wyjrzała przez okno i zawołała:
- Zostaw kurczaczki, bo jak nie to ja tą
rózgą przyłożę ci klapsa.
Elżunia nic nie odpowiedziała a po chwili nie
było jej na podwórku.
Mama z ciocią ustawiły stół pod wielkim
drzewem i ciocia zawołała:
- Dzieci obiad na stole, siadajcie!
Gdy wszyscy usiedli do stołu okazało się,
że nie ma Elżuni. Zaniepokojona mama wołała:
- Elżunia, Elżunia, chodź, obiad na
stole!!! – ale dziewczynka nie przyszła i nie odzywała się. Ciocia również
bardzo zdenerwowana zawołała:
- Obiad zjemy później. Najpierw musimy odnaleźć
Elżunię!
Wszyscy zaczęli jej szukać. Dzieci i
dorośli rozbiegli się po całej zagrodzie. Szukali jej wszędzie. Wujek podeptał
całe pole zboża, bo myślał, że może tam się schowała. Wszyscy sprawdzali po
kilka razy w stodole, oborze, w domu, na podwórku i w każdym zakamarku, ale
nigdzie jej nie było. Wreszcie zmęczeni usiedli i zaczęli zastanawiać się,
gdzie może być Elżunia. Zapłakana mama podniosła się i poszła jeszcze raz jej
szukać. Kiedy przechodziła obok kurnika zauważyła, że z kurnika wybiegła spłoszona
kura. Podbiegła i szybko do niego zajrzała, już chyba z dziesiąty raz. Tym
razem zobaczyła wystraszoną Elżunię, która stała za wielkim koszem.
- Czemu tu stoisz? Dlaczego nie przyszłaś
na obiad? Wszyscy cię szukają.
- Mamo, ja się boję cioci. Obronisz mnie.
Ja nie chciałam skrzywdzić kurczaczka, on się tylko przewrócił – i z wielkim
płaczem rzuciła się mamie na szyję.
Mama mocno przytuliła Elżunię i tłumaczyła
jej:
- Ciocia tylko żartowała, wcale nie miała
zamiaru dać ci klapsa. No uspokój się już.
Przyniosła ją do stołu, ale wtulona w
ramiona mamy Elżunia bardzo mocno szlochała. Wszyscy zaczęli ją uspakajać.
Dopiero, gdy wujek pogłaskał dziewczynkę po główce i szepnął do jej uszka:
- Zobacz nawet kotek cię szukał. Wraca z
za stodoły – przestała szlochać.
Odwróciła główkę i spojrzała na podwórko.
Kot szedł bardzo dumny do stołu.
- Chyba on chce, żeby to jemu dziękować za
odnalezienie Elżuni – powiedziała starsza siostrzyczka. Elżunia uśmiechnęła się
jeszcze przez łzy, ale już nie płakała. Ciocia dodała:
- No i kwoka przyprowadziła do ciebie
swoje dzieci. Pewnie dziękuje ci za zagrodzenie drogi uciekinierowi i
przypilnowanie go, by wrócił do mamy. Rzuć im parę tych zimnych ziemniaczków, a
ja podgrzeję obiad, bo już jest zimny.
- Nie będziemy czekać na podgrzanie. Jest
bardzo gorąco i obiad wcale nie jest bardzo zimny! – wołali prawie wszyscy
bardzo głodni.
Z wielkim apetytem zjedzono zimny obiad,
po którym wszyscy poszli nad rzekę po nową przygodę opisaną w następnym
opowiadaniu.