poniedziałek, 9 grudnia 2013

42. Wielkie zamieszanie

     Pewnego roku Kacperek, Filipek i Amelka z wielką niecierpliwością czekali na pierwszy śnieg. Wszyscy wiedzieli, że Święta Bożego Narodzenia są zawsze na początku zimy. Gdy za oknem zaczynał padać śnieg dzieci stawały się bardzo grzeczne i zaczynały pisać listy do Mikołaja. Tym razem zima zrobiła im niespodziankę, bo pierwszy śnieg spadł już w połowie listopada. Kacperek zwrócił się do Filipka i Amelki.
     - Czy wy wiecie jak długo musimy być grzeczni?
     - No, jak długo – dopytywały się.
     - Aż, cały miesiąc – i dodał – nie wiem jak to wytrzymam.
     Mama słyszała rozmowę dzieci. Zaczęła śmiać się i zapytała:
     - To chyba do świąt nie będę się już denerwować? Macie teraz dużo czasu na napisanie listów do Mikołaja. Jak nie będziecie spieszyć się to listy powinny być naprawdę ładne.
     - To my od razu zabieramy się do pisania, a jak nam nie wyjdą ładne to zdążymy je jeszcze wymienić na ładniejsze – powiedział Kacperek i zabrał Filipka i Amelkę do pokoju z zabawkami.
     Dzieci rozpoczęły pisanie. Amelka wybrała różową kartkę i powiedziała:
     - Na tej różowej kartce list będzie ładniej wyglądał.
     - Masz rację. Na kolorowej będzie ładniejszy. Ja wybieram tą jasnoniebieska kartkę – odpowiedział wesoło Filipek.
     - Ja już zacząłem na białej i nie będę zmieniał.
     Przed obiadem mama zajrzał do dzieci, które kończyły pisanie listów i doradziła im:
     - Nie zaklejajcie jeszcze kopert. Do wysłania jest jeszcze dużo czasu, a może będziecie chciały coś dopisać, albo coś zmienić. Niech leżą na tej półce.
     Mama miała rację. Dzieci jeszcze kilka razy zaglądały do listów i coś zmieniały, albo dopisywały. Wreszcie przed imieninami św. Mikołaja zakleiły koperty i położyły na stoliku, na którym postawiły także talerzyk z ciasteczkami i kubek z mlekiem czyli poczęstunek dla św. Mikołaja. Następnego dnia zaraz po przebudzeniu pobiegły sprawdzić, czy św. Mikołaj zabrał ich listy i czy poczęstował się ciasteczkami. Na talerzyku znalazły pół niezjedzonego ciasteczka, a kubek był pusty. Listów nie było. Potem zajrzały do przygotowanych butów, żeby zobaczyć czy coś dla nich zostawił.
     - Zobacz Kacper ja mam w bucie czekoladowego Mikołaja i małego aniołka ze sznureczkiem. Powieszę go na choince – zawołał Filipek.
     - Ja mam to samo – odpowiedział Kacperek – ale w wigilię pewnie dostaniemy prezenty, o które prosiliśmy w listach.
     Po śniadaniu Amelka zadzwoniła do chłopców i oznajmiła, że dostała to samo, co oni.
     - Św. Mikołaj zabrał listy. To teraz do świąt musicie być bardzo grzeczni, żeby czasem Mikołaj nie rozmyślił się i nie ominął naszego domu.
     Do samych świąt chłopcy byli bardzo grzeczni. Każde polecenie wykonywali natychmiast. Nawet nie trzeba było im o niczym przypominać. W wigilię prawie sami ubrali całą choinkę i z niecierpliwością czekali na kolację.
     Przed kolacją przyjechała Amelka z rodzicami, Mikołaj, stryjeczny brat chłopców z rodzicami, ciocia Renata z wujkiem Krzyśkiem, babcie i dziadkowie oraz ciocia Teresa z wujkiem Romanem. Wszyscy łamali się opłatkiem i składali sobie życzenia, a potem zjedzono pyszną kolację. Babcia pilnowała dzieci, aby spróbowały wszystkich potraw z wigilijnego stołu.
     Po kolacji zaczęto śpiewać kolędy. Dzieciom jednak to szybko znudziło się i zapytały:
     - Czy do przyjścia św. Mikołaja możemy pobawić się w chowanego?
     - Możecie, ale jak zapuka ktoś do drzwi musicie wrócić do pokoju.
     Zabawa rozkręciła się na dobre i nawet dorośli bawili się z dziećmi. Jednak nie wszyscy się bawili. Obie babcie nasłuchiwały czy ktoś nie puka, bo chciały w porę zawołać dzieci na powitanie św. Mikołaja. Oczekiwany gość nie kazał długo czekać i niebawem zapukał do drzwi. Babcia szybko mu otworzyła, a druga babcia wołała rozbawione dzieci do powitania gościa.
     Św. Mikołaj usiadł na wygodnym fotelu obok choinki, popatrzył na dzieci i zapytał:
     - Kochane dzieci, a co wy jesteście takie zmeczone?
     - Bawiłyśmy się w chowanego – odpowiedziała najodważniejsza Amelka.
     - Ja też bardzo lubię tę zabawę. To może się pobawimy – i dodał – wy będziecie się chować,a ja będę szukać, a jak znajdę kogoś to wręczę mu prezent.
     - Dobrze – zgodziły się zachwycone dzieci i szybko rozbiegły się po całym domu.
     Św. Mikołaj z całym workiem prezentów zaczął szukać i każdej odnalezionej osobie wręczał prezent. Po wręczeniu ostatniego prezentu rozległo się ponowne pukanie do drzwi. Okazało się, że to renifer ciągnący sanie Mikołaja przypominał mu, że nie ma czasu. Musi przecież zdążyć rozdać prezenty wszystkim dzieciom, by w tym dniu nie było smutnych dzieci.
     - Muszę już jechać dalej. Pamiętajcie, że grzecznym trzeba być cały rok, a nie tylko przed świętami – powiedział św. Mikołaj i pożegnał się z wszystkimi, a po chwili już go nie było.
     Po odejściu św. Mikołaja zaczęto rozpakowywać prezenty. Nagle tata zawołał:
     - Ale piękną lalkę dostałem.
     - Ale wielkie kapcie dostałam – zawołała Amelka i rozpłakała się.
     - Ja dostałem torebkę damską – wołał zawiedziony Kacperek.
     - Poczekajcie chwilkę. Chyba wszystkie prezenty są pomylone. Zobaczcie na każdym prezencie jest naklejona karteczka z napisem - dla kogo jest ten prezent – powiedziała mama i dodała – Chyba św. Mikołaj bardzo się spieszył i nie miał czasu szukać prezentów dla każdego osobno.
     - Pewnie domyślił się, że odpowiednio wymienimy się – zawołał Filipek.
     Naraz wszyscy usłyszeli z za zamkniętych drzwi głośny wesoły śmiech św. Mikołaja i szum oddalających się sań.
     - Coś mi się wydaje, że nie wszyscy byli grzeczni, dlatego św. Mikołaj zrobił wam psikusa i specjalnie pozamieniał prezenty. Na drugi rok musicie się poprawić, żeby nie ominął naszego domu – wyjaśnił tata.
      Po zamienieniu się, prezenty zostały rozpakowane. Okazało się, że każdy dostał to, co najbardziej chciał dostać i wszyscy byli bardzo szczęśliwi.

wtorek, 3 grudnia 2013

41. Wizyta ciekawych gości.

      Kacperek skończył sześć lat i Nowy Rok witał u babci i dziadka. Nie chciał iść spać, bo postanowił obserwować przez okno kolorowe fajerwerki. Tuż przed północą odsłonił okna i zgasił wszystkie światła, żeby dobrze widzieć, z której strony będą ładniejsze i bardziej kolorowe. O północy niebo prawie godzinę było kolorowe, bo tak dużo wybuchało fajerwerków. Ta bieganina od okna do okna tak go zmęczyła, że prawie usnął na stojąco przy oknie. Wreszcie dziadek zaniósł go do łóżeczka. Następnego dnia spał długo i kiedy rodzice przyszli po niego chodził jeszcze w piżamce. Mama widząc go nieubranego zapytała:
     - Chyba bardzo późno położyłeś się spać? Widziałeś fajerwerki?
     - Tak. Babcia pozwoliła mi oglądać – odpowiedział wesoło.
     - Ale teraz ubieraj się szybko, bo jak szliśmy po ciebie widzieliśmy wesołą grupkę Herodów, którzy dzisiaj chodzą tu po osiedlu. Może przyjdą i tutaj.
     - A co to są Herody i po co przyjdą? – dopytywał się Kacperek.
     - Teraz ci nic nie powiem, jak przyjdą to zobaczysz – powiedziała mama z tajemniczą mną.
     Po chwili babcia podała pyszny świąteczny obiad. Już wszyscy kończyli jeść, gdy do drzwi ktoś zapukał. Dziadek poszedł otworzyć i po chwili do pokoju wszedł wysoki chłopiec przebrany za marszałka dworu i wyjaśnił.
     - Za zgodą gospodarza będziemy kolędować i o krzesło dla króla Heroda proszę.
     Drugi chłopiec przebrany za króla usiadł na krześle, otoczyli go zaraz słudzy i dworzanie. Rozpoczęło się przedstawienie. Kacperkowi bardzo podobały się ich stroje. Odważnie podchodził do nich, oglądał ich z bliska, a niektórych nawet dotykał. Kiedy pod koniec przedstawienia do pokoju wszedł chłopiec przebrany za diabła i drugi za śmierć chłopiec prawie z krzykiem uciekł do babci na kolana.
     - Babci, kto to jest z tą trupią czaszką i z długim zakrzywionym kijem? – zapytał szeptem.
     - To jest śmierć, a ten długi zakrzywiony kij to kosa.
     - A co ona robi?
     - Ona przychodzi po tych  ludzi, którzy kończą życia.
     - A czy można spotkać ją na ulicy? – dopytywał się chłopiec.
     - Nie na ulicy jej nie zobaczysz, bo tak naprawdę to ona jest niewidoczna. To tylko ludzie tak ją sobie wyobrażają.
     - A skąd ona wie, kto kończy życie i kiedy ma przyjść?
     - Każdemu człowiekowi Pan Bóg daje życie, a potem powołuje każdego człowieka do siebie i wtedy człowiek umiera i kończy życie.
     - Babciu, chyba tego nie rozumiem. Kiedy Pan Bóg powołuje do siebie ludzi? Ile człowiek musi mieć lat, żeby go zawołał i czy wszyscy mają tyle samo lat? – Kacperek chciał wszystko wiedzieć na ten temat i zadawał coraz to więcej pytań.
     - Nie wszyscy mają tyle samo lat. Jednych woła jak są już bardzo starzy, żeby odpoczęli sobie w niebie.
     - To tak jakby odeszli do Pana Boga na emeryturę, ale babciu w bloku obok zmarło małe dziecko, a koledze z drugiej klasy zmarł tata, który nie był ani stary, ani na emeryturze.
     - Tak. Pan Bóg zabiera i młodszych ludzi, bo pewnie są mu bardziej potrzebni w niebie.
     - Babciu, do czego potrzebne Mu małe dziecko, przecież ono potrzebuje czyjejś opieki.
     - Czasami, gdy dzieci na ziemi są niegrzeczne Pan Bóg wysyła im swoich aniołków, żeby im pomagali, a jak jest ich za mało w niebie to niektóre dzieci zabiera do siebie i wtedy one są aniołkami.
     - A cha, jak bujam nogami pod stołem to mówisz, że bujam diabła na nóżkach i wtedy mały aniołek wchodzi pod stół, bo duży by się nie zmieścił i zgania diabła z moich nóżek, żebym grzecznie zjadł obiad.
     - Chyba tak – odpowiedziała babcia.
     - No, a dlaczego Pan Bóg zabiera do siebie niektórych tatusiów albo mamusie, którzy jeszcze nie są starzy.
     - Wiesz, może dlatego, że w tym momencie bardziej Mu są potrzebni w niebie niż na ziemi. Pan Bóg bez przerwy tworzy piękne rzeczy np. lasy, góry. Bez Jego mocy nic by nie powstało i może taki tatuś czy mamusia mieli jakiś ukryty talent i dlatego potrzebni Mu są do pomocy,
     - Ale, przecież tym dzieciom, którym zabiera tatusiów lub mamusie jest bardzo smutno i bardzo im brakuje ukochanej osoby.
     - Tak, dlatego Pan Bóg pozwala tym, których zabrał pomagać z nieba swoim ukochanym, którzy żyją na ziemi i sam się nieustannie nimi opiekuje.
     - Babciu, jak to może być możliwe, jeśli tych osób, które zabrał Pan Bóg nie ma przy żyjącym dziecku.
     - Widzisz, to bardzo skomplikowane, ale dla Pana Boga nie ma rzeczy niemożliwych, dlatego taki zmarły tatuś mieszka w niebie, ale jednocześnie i w serduszku swojego dziecka. Gdy dziecku jest źle to zawsze może opowiedzieć wszystko swojemu tatusiowi, który mieszka w jego serduszku i na drugi dzień lub po kilku dnia rozwiązują się jego wszystkie problemy, troski i zmartwienia.
     - Wiesz co babciu, chyba jednak lepiej jest, gdy rodzice są tu na ziemi przy mnie i dlatego w swoim paciorku będę prosił Pana Boga, aby za wcześnie nie zabrał kogoś z moich bliskich, których bardzo kocham.
     Po tych wszystkich pytaniach Kacperek odważnie podszedł do śmierci i zapytał:
     - Czy ta kosa jest prawdziwa?
     Chłopiec przebrany za śmierć zdjął z twarzy maskę. Uśmiechnął się i podał Kacperkowi kosę, by ją obejrzał i zaraz szybko wyjaśnił:
     - Ta kosa jest zrobiona z papieru, bo prawdziwa jest bardzo niebezpiecznym narzędziem i nie wolno nią się bawić.
     Kacperek bardzo często po powrocie z teatrzyku lub z jakiegoś przedstawienia przebierał się i naśladował dzieci biorące udział w wystawianej sztuce. Jednak tym razem był trochę zamyślony, nie przebierał się i nie próbował udawać, że powtarza przedstawienie.