Ignaś to kolega Amelki. Codziennie do
przedszkola zabierał ze sobą mały czerwony samochodzik. Bardzo go pilnował i
nie pozwalał innym dzieciom bawić się jego ukochaną zabawką. W domu też tak
było. Nikomu go nie dawał. Mógł jednak godzinami opowiadać, jakie to rzeczy
umie robić jego samochodzik.
Pewnego dnia koledzy w przedszkolu
przynieśli ze sobą swoje małe samochodziki, bardzo podobne do samochodzika Ignasia.
- Ignaś zobacz, mamy swoje samochodziki.
Czy pobawisz się razem z nami – wołali kolegę do zabawy.
- Dobrze, ale mój i tak będzie najlepszy –
zgodził się niechętnie.
Rozpoczęli wspaniałą zabawę. Najpierw
puszczali aż pięć samochodzików z pochylni, którą pani zrobiła z pudełka.
Dziewczynki też chciały przyłączyć się do zabawy, ale przedszkolnych
samochodzików było za mało i były za duże. Postanowiły, więc dopingować
kolegom. Cztery razy wygrał samochodzik Ignasia, ale za piątym razem pierwszy
był Antosia.
- Chyba już się zmęczył twój samochodzik
Ignasiu – powiedział do kolegi Antoś.
- Musiałem go źle puścić. Może teraz
spróbujemy, który wjedzie najszybciej po górę – zaproponował nową zabawę Ignaś.
Chłopcy puszczali jednocześnie
samochodziki w odwrotnym kierunku, czyli pod górę. I znowu samochodzik Ignasia
wygrał cztery razy, a za piątym razem wygrał Oskara. Po tej przegranej Ignaś
nie chciał już bawić się. Koledzy byli trochę zawiedzeni, czyżby Ignaś bał się,
że jego samochodzik nie będzie najlepszy? O dalszej zabawie zdecydowała pani:
-
Ustawcie swoje samochodziki na półce i siadajcie do obiadu, bo już stoi na
stolikach – i dodała – a po obiedzie
pójdziemy na spacer.
Spacer przeciągnął się i gdy dzieci
wróciły do przedszkola w szatni czekali na nich rodzice. O samochodzikach stojących
na półce chłopcy zapomnieli i prosto z szatni wychodzili do domu. Nawet Ignaś
zapomniał wziąć swojego samochodu. Dopiero w domu jak zaczął opowiadać rodzicom,
jaki to jego samochodzik był dobry przypomniał sobie, że zostawił go w sali.
- O rany! Zostawiłem swój samochód w
przedszkolu. Tato, czy możemy jechać po niego teraz? Nie będę mógł bez niego
zasnąć – prosił chłopiec.
- Niestety jest już bardzo późno i czas na
spanie. Przedszkole jest dawno zamknięte. Idź spać, a jutro zabierzesz swój
samochodzik.
W nocy Ignaś bardzo źle spał. Często
budził się, bo kilka razy śnił się mu jego kochany samochodzik. We śnie gdzieś
mu zawsze uciekał, a kiedy już go doganiał znikał. Rano wstał pierwszy i
natychmiast chciał iść do przedszkola.
- Ignasiu, dzisiaj jest sobota i
przedszkole jest zamknięte. Dopiero w poniedziałek będziesz mógł wziąć swoją
zabawkę.
- Ta zabawka to mój samochodzik. Ja tyle
dni bez niego nie wytrzymam – odpowiedział chłopiec i rozpłakał się.
Usłyszał tą rozmowę tata, który wszedł do
pokoju. Nachylił się nad Ignasiem i szepnął mu do ucha:
- Chłopaki nie płaczą – a głośno dodał, –
chodź pomożesz mi zapakować nasz duży samochód. Jedziemy do cioci Krysi na
Mazury.
- Tato, czy weźmiemy wędki? Może coś
złowimy.
- Tak, są już naszykowane. Jutro rano my
obaj z wujkiem Witkiem pójdziemy na ryby, a mama z Basią i ciocią pójdą do lasu
na grzyby.
U cioci było tak wiele nowych rzeczy,
których Ignaś jeszcze nie widział, że oglądanie ich zajęło mu resztę dnia.
Tylko raz przypomniał sobie, że nie ma samochodzika i nie może nim chwalić się u cioci.
W niedzielę połów był bardzo udany. Tata
złowił wielkiego leszcza, wujek trochę mniejszego suma, a Ignaś aż pięć sporych
okonków, choć miał dopiero pięć lat. Okazało się również, że mama z Basią i z
ciocią też wróciły z lasu z pełnymi koszyczkami grzybów. Po pysznym obiedzie
cała rodzinka wróciła do domu. Wieczorem Ignaś znowu przypomniał sobie o
samochodziku, więc szybko położył się spać, jutro zabierze go z przedszkola.
Następnego dnia, gdy tylko wszedł do sali
natychmiast podbiegł do półki, żeby zabrać swój samochodzik. Okazało się, że na
półce stoją tylko cztery samochodziki. Nie było jego samochodu. Pani zauważyła
smutną minę Ignasia i powiedziała:
- Po śniadaniu poszukamy twojej zabawki.
Na pewno się znajdzie.
Kiedy tylko sprzątnięto talerzyki po
śniadaniu rozpoczęło się wielkie szukanie. Wszystkie dzieci pomagały szukać
samochodzika, ale nigdzie go nie było. Pani odsunęła nawet półkę, ale tam też
go nie było.
- Ignasiu, musimy poczekać na panią Magdę.
Ona była w piątek z wami do końca dnia, to może będzie wiedziała, co się stało.
- Dobrze – odpowiedział.
Wszystkie dzieci z niecierpliwością
czekały na przyjście pani Magdy, bo były bardzo ciekawe, co mogło się stać. I
gdy tylko weszła do sali razem zawołały:
- Gdzie jest samochodzik Ignasia?
Pani
popatrzyła na dzieci, a potem spojrzała na Ignasia, uśmiechnęła się i
powiedziała:
- Gdy w piątek sprzątałam salę, jeden
samochodzik spadł z półki. Jak go podniosłam zauważyłam, że jedno koło urwało
się. Mój mąż jest mechanikiem samochodowym, więc wzięłam go do naprawy.
Po chwili pani wyjęła z torebki
samochodzik i podała go Ignasiowi.
- Zwracam ci go. Został naprawiony.
- Dziękuję! – z wielką radością krzyknął
chłopiec. Potem długo siedział i oglądał swoją zgubę. Wydawało mu się, że
wygląda trochę inaczej. Był tak jakby był zupełnie nowy. Nie było nigdzie śladu
startej farby, ani ułamanej lampy. Pani zauważyła niepewność Ignasia. Podeszła
do niego i powiedziała:
- Twój samochodzik przeszedł generalną
naprawę, tak jak duże samochody. Naprawiono mu koła, lampę a potem pomalowano
nowym lakierem, dlatego wygląda tak jakby był nowy. Nie udało się tylko
zamalować tego jednego znaczka.
- Ten znaczek ma tylko mój samochodzik,
żaden inny takiego nie ma, ale jest teraz taki ładny, że nie mogę się na niego
napatrzeć. Będę o niego bardziej dbał – odpowiedział Ignaś.
- Dbać o zabawki, to nie znaczy, że nie
można bawić się nimi. Zabawki są do zabawy i nie mogą stać tylko na półce do
oglądania, trzeba się nimi bawić, ale po zabawie zawsze ustawiać na swoje
miejsce, bo przecież każda zabawka ma swoje miejsce.
Po powrocie do domu Ignaś przybiegł do
taty z okrzykiem
- Tato, znalazł się mój samochodzik, a
pani powiedziała, że przeszedł generalską naprawę. Jest teraz taki ładny.
- Chyba generalną naprawę - śmiał się tata
i po dokładnym obejrzeniu doskonale się nim bawili.