Pewnej mroźnej zimy tata Kacperka i
Filipka postawił na tarasie nieduży karmnik. Powiedział do chłopców:
- Jest bardzo zimno. Mróz wszystko wkoło
zamroził. Musimy dokarmić ptaszki, naszych fruwających przyjaciół.
- Tato, a jacy to przyjaciele, gdy nie
można z nimi porozmawiać lub ich przytulić.
- Filipku, chyba źle oceniasz te nasze
ptaszki. Smutno by było bez ich śpiewu.
Chłopcy już przed wyjściem do szkoły
wsypywali do karmnika ziarno i inne okruszki, które ptaszkom bardzo smakują. Po
powrocie ze szkoły czasami dosypywali im troszkę ziarenek i godzinami patrzyli jak ptaszki spieszą się, aby jak najwięcej wydziobać ziarenek. Najbardziej
wyróżniał się mały szary wróbelek. Rozpychał się i rozkładał szeroko skrzydełka
tak jakby chciał nimi zakryć jak najwięcej pożywienia. Czasami tak bardzo
rozrabiał, że chłopcy musieli go nieraz wypraszać z karmnika.
Gdy pewnego dnia Kacperek i Filipek
wracali ze szkoły trochę później zauważyli, że mały wróbelek siedzi na bramie, jakby czekał na
ich powrót. Potem zobaczyli go obok karmnika jak czeka na dokładkę.
- Filip, może dziś nie dosypiemy nic do
karmnika. Zobaczymy, co zrobi nasz wróbelek.
Ptaszek siedział na krawędzi karmnika i
niespokojnie kręcił główką. Po chwili usiadł na klamce i przekrzywił śmiesznie
łepek. Wyglądało to tak jakby zaglądał do domu, co tu dzieje się. Potem głośno
zaćwierkał. Wreszcie nie wytrzymał i dzióbkiem delikatnie zastukał w szybę.
Mama razem z chłopcami obserwowała
wróbelka i kiedy zastukał w szybę powiedziała:
- On pewnie myśli, że dzisiaj
zapomnieliście o nim i puka, bo nie może doczekać się ziarenek i okruszków. Nie
męczcie go dłużej. Nasypcie do karmnika trochę pokarmu.
-
Mamo, ty im dzisiaj daj jeść – zawołali jednocześnie.
- Dobrze, ale tylko dzisiaj, bo ja nie mam
czasu zajmować się nimi – odpowiedziała mama.
Wzięła torebkę z pokarmem i wolniutko
podeszła do drzwi. Nacisnęła klamkę i otworzyła je. Wróbelek wcale nie
przestraszył się. Przefrunął na karmnik i patrzył, co robi mama. Gdy wyjęła z
torebki rękę i chciała wrzucić pokarm wróbelek usiadł mamie na ręku i zaczął
wydziobywać ziarno.
- Ty łakomczuchu, chcesz sam najeść się, a
inne ptaszki będą głodne – mówiła cichutko do wróbelka i czekała, aż naje się do
syta.
Gdy odfrunął na małe drzewko, które rosło
obok tarasu mama dosypała ziarenek do karmnika i wróciła do domu. Następnego
dnia po powrocie ze szkoły Kacperek dosypywał pokarm ptaszkom. Tym razem mały
wróbelek nie usiadł mu na dłoni tak jak mamie. Chyba bał się chłopca. Podfrunął
jednak blisko i Kacperek chciał go pogłaskać, ale ptaszek spłoszony odfrunął na
drzewko. Dopiero, gdy Kacperek wrócił do domu wróbelek rozpoczął swoje harce.
- Mamo, on mnie chyba nie lubi – skarżył
się chłopiec.
- Lubi cię na pewno, tyko trochę jeszcze boi się, bo jak rozrabiał to go wyganiałeś z karmnika.
- Wiem, ale ja chciałem, żeby wszystkie
ptaszki najadły się.
- Nie martw się. Do końca zimy na pewno
cię polubi.
Pod koniec zimy spadło dużo świeżego
śniegu i znowu biała pierzynka okryła szczelnie ziemię i drzewa. Do karmnika
zleciało się więcej ptaszków niż zwykle. Mama dosypała im więcej okruszków, ale
i tych było za mało.
- Teraz my im dosypiemy – zawołali
chłopcy, bo nie chcieli, aby mama ich ubiegła.
- Dobrze, ale ubierzcie się, bo dzisiaj
jest bardzo zimno – zgodziła się mama.
Kacperek i Filipek wyszli na taras z
torebkami. Gdy Kacperek otworzył torebkę z pokarmem wróbelek przyfrunął
natychmiast do niego, usiadł mu na dłoni i tak jak mamie prosto z torebki wydziobywał
ziarenka. Po chwili podleciał do Filipka i z jego torebki też wybierał
ziarenka.
- Kacper, on pewnie sprawdza, w której
torebce są smaczniejsze ziarenka – zawołał Filipek.
- Nie, on tylko wybiera te, które mu
najbardziej smakują – zauważył Kacperek.
Gdy wróbelek najadł się do syta chłopcy
wrócili do domu, bo pozostałe ptaszki bały się przy nich przyfrunąć do
karmnika. Była sobota i chłopcom nigdzie nie spieszyło się. Stali przy oknie i
obserwowali ptaszki. Naraz Filipek zawołał:
- Mamo, tato, zobaczcie co się dzieje.
Ptaki po jedzeniu zaczęły bawić się w
miękkim śniegu. Z daleka wyglądało to jakby rzucały się śnieżkami. Po długiej
zabawie w śnieżki wszystkie usiadły w równym rzędzie na tarasie i rozpoczęły koncert.
Dwie sroki wesoło skrzeczały, wróbelki ćwierkały, a inne ptaszki świergotały.
- Nawet ładnie im to wychodzi – zauważyła
mama, a tata dodał – zbliża się koniec zimy. Pewnie ptaszki w ten sposób nam
dziękują, bo potem same będą się starać o jedzenie.
Po tym koncercie ptaszki pokiwały łebkami,
pomachały skrzydełkami i ogonkami i odfrunęły w różne strony.
- Miałeś rację tato, to są nasi skrzydlaci
przyjaciele – Filipek przyznał rację tacie.
Wiosną, a potem latem chłopcy często
obserwowali gromadki wróbelków, które przylatywały na podwórko i siadały na
tarasie. Pewnie był między nimi i ten mały szary wróbelek z karmnika, tylko, że
teraz nie był już taki odważny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz