czwartek, 19 września 2013

31. Odważny wróbelek

     Pewnej mroźnej zimy tata Kacperka i Filipka postawił na tarasie nieduży karmnik. Powiedział do chłopców:
     - Jest bardzo zimno. Mróz wszystko wkoło zamroził. Musimy dokarmić ptaszki, naszych fruwających przyjaciół.
     - Tato, a jacy to przyjaciele, gdy nie można z nimi porozmawiać lub ich przytulić.
     - Filipku, chyba źle oceniasz te nasze ptaszki. Smutno by było bez ich śpiewu.
    Chłopcy już przed wyjściem do szkoły wsypywali do karmnika ziarno i inne okruszki, które ptaszkom bardzo smakują. Po powrocie ze szkoły czasami dosypywali im troszkę ziarenek i godzinami patrzyli jak ptaszki spieszą się, aby jak najwięcej wydziobać ziarenek. Najbardziej wyróżniał się mały szary wróbelek. Rozpychał się i rozkładał szeroko skrzydełka tak jakby chciał nimi zakryć jak najwięcej pożywienia. Czasami tak bardzo rozrabiał, że chłopcy musieli go nieraz wypraszać z karmnika.
     Gdy pewnego dnia Kacperek i Filipek wracali ze szkoły trochę później zauważyli, że mały wróbelek siedzi na bramie, jakby czekał na ich powrót. Potem zobaczyli go obok karmnika jak czeka na dokładkę.
     - Filip, może dziś nie dosypiemy nic do karmnika. Zobaczymy, co zrobi nasz wróbelek.
     Ptaszek siedział na krawędzi karmnika i niespokojnie kręcił główką. Po chwili usiadł na klamce i przekrzywił śmiesznie łepek. Wyglądało to tak jakby zaglądał do domu, co tu dzieje się. Potem głośno zaćwierkał. Wreszcie nie wytrzymał i dzióbkiem delikatnie zastukał w szybę.
     Mama razem z chłopcami obserwowała wróbelka i kiedy zastukał w szybę powiedziała:
     - On pewnie myśli, że dzisiaj zapomnieliście o nim i puka, bo nie może doczekać się ziarenek i okruszków. Nie męczcie go dłużej. Nasypcie do karmnika trochę pokarmu.
     - Mamo, ty im dzisiaj daj jeść – zawołali jednocześnie.
     - Dobrze, ale tylko dzisiaj, bo ja nie mam czasu zajmować się nimi – odpowiedziała mama.
     Wzięła torebkę z pokarmem i wolniutko podeszła do drzwi. Nacisnęła klamkę i otworzyła je. Wróbelek wcale nie przestraszył się. Przefrunął na karmnik i patrzył, co robi mama. Gdy wyjęła z torebki rękę i chciała wrzucić pokarm wróbelek usiadł mamie na ręku i zaczął wydziobywać ziarno.
     - Ty łakomczuchu, chcesz sam najeść się, a inne ptaszki będą głodne – mówiła cichutko do wróbelka i czekała, aż naje się do syta.
     Gdy odfrunął na małe drzewko, które rosło obok tarasu mama dosypała ziarenek do karmnika i wróciła do domu. Następnego dnia po powrocie ze szkoły Kacperek dosypywał pokarm ptaszkom. Tym razem mały wróbelek nie usiadł mu na dłoni tak jak mamie. Chyba bał się chłopca. Podfrunął jednak blisko i Kacperek chciał go pogłaskać, ale ptaszek spłoszony odfrunął na drzewko. Dopiero, gdy Kacperek wrócił do domu wróbelek rozpoczął swoje harce.
     - Mamo, on mnie chyba nie lubi – skarżył się chłopiec.
     - Lubi cię na pewno, tyko trochę jeszcze boi się, bo jak rozrabiał to go wyganiałeś z karmnika.
     - Wiem, ale ja chciałem, żeby wszystkie ptaszki najadły się.
     - Nie martw się. Do końca zimy na pewno cię polubi.
     Pod koniec zimy spadło dużo świeżego śniegu i znowu biała pierzynka okryła szczelnie ziemię i drzewa. Do karmnika zleciało się więcej ptaszków niż zwykle. Mama dosypała im więcej okruszków, ale i tych było za mało.
     - Teraz my im dosypiemy – zawołali chłopcy, bo nie chcieli, aby mama ich ubiegła.
     - Dobrze, ale ubierzcie się, bo dzisiaj jest bardzo zimno – zgodziła się mama.
     Kacperek i Filipek wyszli na taras z torebkami. Gdy Kacperek otworzył torebkę z pokarmem wróbelek przyfrunął natychmiast do niego, usiadł mu na dłoni i tak jak mamie prosto z torebki wydziobywał ziarenka. Po chwili podleciał do Filipka i z jego torebki też wybierał ziarenka.
     - Kacper, on pewnie sprawdza, w której torebce są smaczniejsze ziarenka – zawołał Filipek.
     - Nie, on tylko wybiera te, które mu najbardziej smakują – zauważył Kacperek.
     Gdy wróbelek najadł się do syta chłopcy wrócili do domu, bo pozostałe ptaszki bały się przy nich przyfrunąć do karmnika. Była sobota i chłopcom nigdzie nie spieszyło się. Stali przy oknie i obserwowali ptaszki. Naraz Filipek zawołał:
     - Mamo, tato, zobaczcie co się dzieje.
     Ptaki po jedzeniu zaczęły bawić się w miękkim śniegu. Z daleka wyglądało to jakby rzucały się śnieżkami. Po długiej zabawie w śnieżki wszystkie usiadły w równym rzędzie na tarasie i rozpoczęły koncert. Dwie sroki wesoło skrzeczały, wróbelki ćwierkały, a inne ptaszki świergotały.
     - Nawet ładnie im to wychodzi – zauważyła mama, a tata dodał – zbliża się koniec zimy. Pewnie ptaszki w ten sposób nam dziękują, bo potem same będą się starać o jedzenie.
     Po tym koncercie ptaszki pokiwały łebkami, pomachały skrzydełkami i ogonkami i odfrunęły w różne strony.
     - Miałeś rację tato, to są nasi skrzydlaci przyjaciele – Filipek przyznał rację tacie.
      Wiosną, a potem latem chłopcy często obserwowali gromadki wróbelków, które przylatywały na podwórko i siadały na tarasie. Pewnie był między nimi i ten mały szary wróbelek z karmnika, tylko, że teraz nie był już taki odważny. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz