piątek, 26 kwietnia 2013

11. Czy pies i zając mogą się przyjaźnić?


     Za miastem niedaleko lasu stal duży dom. W Domu tym mieszkał Szymek z siostra Amelką i z rodzicami. Po podwórku biegała sunia Aza i kot Puszek. Aza uwielbiała dzieci. Całymi dniami bawiła się z nimi i pilnowała ich żeby nie wychodziły bez rodziców na ulice.
     Pewnego jesiennego dnia powiedziała mama do dzieci:
     - Dzisiaj jest bardzo ciepło, urządzimy sobie piknik na łące pod lasem.
     - Mamo, czy będziemy mogli zabrać ze sobą Azę - spytał Szymek.
     - Dobrze - zgodziła się mama. Szybko zapakowała do koszyka kanapki, napój, koc i dodała:
     - Do łąki jest niedaleko, pójdziemy pieszo.
     Gdy dochodzili do łąki usłyszeli jakiś przeraźliwy pisk. Po chwili ujrzeli małego zajączka, którego gonił lis. Mama zajączka starała się dogonić lisa i to ona tak piszczała, pewnie myślała, że przestraszy lisa. Aza bez namysłu rzuciła się na pomoc zajączkowi. Całą silą rozpędu wpadła na lisa, który przewrócił się do góry nogami. Aza stanęła nad lisem i groźnie warczała. Po chwili lis podniósł się na nogi i z podwiniętym ogonem uciekł do lasu. Sunia wróciła do zajączka i trącając go swoim wielkim nosem mruczała po swojemu jednocześnie popychała go w stronę mamy zajączka.
     - Mamo, Aza chyba mu mówi, że niebezpieczeństwo minęło i może wrócić do mamy.
     - Chyba tak - potwierdziła mama.
     Szymek rozłożył koc niedaleko norki zajączka. Wychodząc z domu zabrał ze sobą dwie nowe gry. Mama zgodziła się zagrać z nimi. Kiedy zaczynali grać w druga grę, Amelka poszła zbierać kwiatuszki, a sunia chodziła za nią. Potem zjedli kanapki i mama zaproponowała:
     - Teraz pobawimy się w berka.
     Do zabawy dołączyła się Aza. Po chwili podbiegła do norki zajączków i. po, cichutku poszczekiwała.
     - Ona chyba zaprasza zajączki do zabawy.
     Faktycznie Aza zachęcała ich do tej zabawy. Mama Zajączka wyszła z norki, stanęła jakby obserwowała zabawę, natomiast zajączek przybiegł z Aza i wszyscy doskonale się bawili.
     - Amelko, zobacz jak śmiesznie zajączek daje ci berka. Swoim noskiem trąca cie w nogę. Wcale się nas nie boi - wołał Szymek.
     Po dość długiej zabawie musieli wrócić do domu. Aza szła na końcu i często zatrzymywała się. Odwracała łepek i patrzyła w stronę norki zajączków.
     - Ona sprawdza czy zajączkom nie grozi niebezpieczeństwo - stwierdził Szymek.
     Na drugi dzień rano przed wyjściem do szkoły chłopiec pobiegł na podwórko pożegnać się z Aza. Znalazł ja na końcu podwórka przy samym ogrodzeniu z siatki. Za siatką siedział mały zajączek i patrzył się na Azę. Nosek wsuwał w kratkę ogrodzenia  a sunia delikatnie go lizała. Mama zajączka stała dalej pod krzaczkiem. Tak było prawie codziennie. Kiedy zajączek urósł i byl juz duży i  sam przybiegał do Azy.
     Na dworze robiło się coraz zimniej. Wreszcie przyszła mroźna zima. Szymek myślał, że zajączek już nie przyjdzie do Azy.
     - Widziałem ślady zająca za siatką. On chyba cały czas przychodzi do Suni - powiedział tata.
     Następnego dnia rano Aza przeciągnęła swoją miskę do ogrodzenia i chciała swoim jedzeniem poczęstować zająca. Mama widząc do wyjęła z lodówki duża marchewkę, otworzyła drzwi i podała ją Azie mówiąc:
     - Zanieś swojemu przyjacielowi, bo on nie lubi tego co ty jesz - i dodała-no to teraz mamy jeszcze jednego zwierzaka do karmienia.
     Tak było całą zimę. Aza najpierw zanosiła zajączkowi marchewkę dopiero potem sama jadła. Kiedy nastała wiosna Zajączek przestał przychodzić do niej. Stawała bardzo często przy ogrodzeniu i szczekała.
     - Ona chyba woła swojego przyjaciela, jest smutna i nie chce się bawić. Czy zajączek przyjdzie jeszcze do niej? - dopytywał się Szymek.
     - Nie wiadomo, może coś mu się stało - martwiła się też Amelka.
     Wiosna szybko minęła. Zaczęło się lato i upragnione wakacje. Szymek wstał bardzo rano i zawołał do mamy:
     - Śniadanie zjem, Jak pobawię się z Azą.
     Pobiegł na podwórko, ale bardzo prędko wrócił i wołał:
     - Mamo, tato, Amelko coś wam pokażę, ale musicie być bardzo cicho.
     Wszyscy posłusznie po cichutku ruszyli za Szymkiem. Za ogrodzeniem zobaczyli niezwykły widok. Aza leżała na trawie, a po niej skakały trzy maleńkie zajączki. Znajomy zając siedział obok suni, a mama zajączków trochę dalej.
     - O rany nasz zając znalazł sobie rodzinę i dlatego nie nie przychodził do suni - powiedział tata.
     - Zobaczcie nasz zając siedzi blisko Azy i chyba przeprasza ją za to, że nie przychodził - komentowała dalej mama.
     - Zając polizał sunię po łebku. Pewnie żegna się z nią i tłumaczy jej, żeby się na niego już nie nie gniewała - dodała Amelka.
     Jeszcze dwie godziny Aza siedziała z zajączkami i bawiła się z nimi. Potem odprowadziła je do samego lasu i wróciła do domu.
     - Nie jest już taka smutna. Pogodziła się, chyba wie, że ważniejsza dla zająca jest rodzina, którą teraz ma - powiedział Szymek.
     - Aza za parę tygodni będzie miała swoje dzieci - zdradziła tajemnicę mama.
     Dzieci ogromnie się ucieszyły, że będą małe pieski, a tata dodał:
     - Może nasz zając przyjdzie zobaczyć dzieci Azy.


piątek, 19 kwietnia 2013

10. Jak chomik bawił się w chowanego..


     Krzyś chodził już do pierwszej klasy. Nie miał rodzeństwa. Był jedynakiem. Kolegów i koleżanek miał dużo, ale tylko tych ze szkoły lub z podwórka. Bardzo często prosił rodziców o zwierzątko. Chciał mieć fajnego pieska albo kotka.
     - Jak nie mogę mieć ani pieska, ani kotka to może świnkę morska albo chomika – prosił rodziców.
     - Jesteś jeszcze za mały, każdym zwierzątkiem trzeba się cały czas opiekować, bo to już nie będzie zabawka. Jak urośniesz na pewno dostaniesz – tłumaczył tata.
     Pewnego dnia Krzyś się przeziębił. Miał wysoką gorączkę i musiał zostać w domu, ponieważ rodzice pracowali przyszła babcia.
     - Co byś zjadł? Jaką zupę ci ugotować? – dopytywała się.
     Krzyś odpowiedział:
     - Nie jestem wcale głodny i nic nie będę jadł. Chciałbym mieć tylko swoje własne żywe zwierzątko, żeby się do niego przytulić.
     - No nie martw się i na to może znajdzie się jakiś sposób – powiedziała babcia.
     Tego wieczora rodzice długo rozmawiali z babcią. Mówili szeptem i śpiący Krzyś nie wiedział, o czym rozmawiają. Następnego dnia czuł się już dużo lepiej, ale babcia kazała mu jeszcze leżeć. Nie nudziło mu się, bo babcia grała z nim w różne gry, opowiadała śmieszne historie i podsuwała smaczne przekąski. Po południu rodzice wrócili z pracy i przynieśli wielkie pudło.
     - Co jest w tym wielkim pudełku? – spytał zaciekawiony Krzyś.
     - Niespodzianka. Zobacz sam – odpowiedział tata.
     Wyskoczył z łóżeczka jak kamień wystrzelony z procy i jednym susem znalazł się przy pudle. Mama pomogła mu je otworzyć. Kiedy już zajrzał do środka nie mógł uwierzyć, że to prawda. Dopiero po chwali wyciągnął dużą klatkę z prawdziwym, żywym chomikiem. W klatce był domek, miseczka, poidełko, kołowrotek, tunel, huśtawka i jeszcze inne zabawki, a chomik był maleńki, rudy w białe łatki. Miał maleńkie uszka i oczy czarne jak dwa koraliki.
     - Czy mogę go wziąć na ręce? – zapytał.
     - Na chwilę tak. Jest w nowy miejscu i na razie wszystkiego się boi – wyjaśnił tata i dodał – musisz się z nim najpierw zaprzyjaźnić.
     - A jak się będzie nazywał? – babcia była ciekawa.
     - Maciuś – odpowiedział Krzyś i delikatnie włożył go do klatki.
     Mama podała chłopcu książeczkę i powiedziała:
     - Tam jest wszystko o chomikach, jak ich karmić i dbać o nich.
     - Jeszcze dzisiaj to przeczytam. Babciu pomożesz mi.
     Krzyś postawił klatkę z chomikiem w swoim pokoju niedaleko łóżeczka, zawołał babcię i zamknął drzwi, by głos z telewizora nie rozpraszał ich przy czytaniu książeczki.
     Chłopiec był teraz bardzo szczęśliwy. Szybko zaprzyjaźnił się z Maciusiem. Jak wracał ze szkoły siadał przy klatce cichutko gwizdał i wołał go po imieniu.
Ten powtarzany dźwięk natychmiast budził chomika, a jego właściciel Krzyś podsuwał mu orzeszek laskowy, najbardziej ulubiony przysmak.
     Pewnego dnia Krzyś zaspał i nie zdążył pożegnać się z Maciusiem. Przypomniał sobie dopiero w szkole, ale już było za późno, żeby wracać do domu. Rozpoczęła się lekcja i pani kazała wyjąć książki z odrobionym zadaniem. Krzyś wziął plecak na kolana, otworzył go i razem z książką wyjął chomika. Dzieci od razu go zauważyły, przybiegły do ławki i chciały go głaskać lub brać na ręce. Przestraszony Maciuś tulił się do właściciela. Pani od razu domyśliła się co się stało, była trochę niezadowolona, że nikt jej nie słucha. Wzięła z półki niewielkie pudełko, zrobiła w nim kilka dziurek i powiedziała:
     - Krzysiu, wsadź tu swojego chomika. Postawimy pudełko na moim biurku i do końca lekcji będzie czekał na ciebie.
     Dzieci wróciły na swoje miejsca. Pani popatrzyła na smutne miny dzieci i dodała:
     - Chomiki poznają swoich właścicieli i każdego obcego bardzo się boją, dlatego nie możecie go wszyscy brać na ręce.
     Do końca lekcji nic już nie zakłóciło uwagi dzieci.
     Szybko minęła jesień i zbliżały się święta. Krzyś napisał w liście do św. Mikołaja, że chce dostać duży samochód, z pilotem, zdalnie kierowany. Jego koledzy już dawno mieli takie samochody a on nie miał się czym pochwalić. Wreszcie nadeszła Wigilia. Tego dnia Krzyś był bardzo grzeczny i z niecierpliwością czekał przyjścia św. Mikołaja. Chciał już się bawić swoim samochodem.
     - A jak św. Mikołaj pomyli listy i przyniesie ci co innego, to co nie weźmiesz prezentu ? – drażnił się z nim tata.
     - Wezmę, ale będzie mi bardzo smutno.
     Po kolacji św. Mikołaj przyniósł mu ten tak bardzo upragniony samochód. Chłopiec zajęty zabawą samochodem, który wykonywał bardzo wiele czynności na jego polecenie, zapomniał o swoim chomiku. Nie dał mu nawet kolacji. Dopiero, gdy położył się do łóżeczka, zauważył, że w jego pokoiku jest bardzo cicho. Nie słychać szumu kołowrotka Maciusia, przy którym tak dobrze zasypiał chłopiec. Podniósł się i poszedł po kolację dla chomika i zapytał:
     - Mamo, czy mogę chwilkę pobawić się z Maciusiem, bo zupełnie o nim zapomniałem.
     - Dobrze, ale nie za długo – zgodziła się mama.
     Kiedy rodzice mieli wychodzić na pasterkę chłopiec wyszedł ze swojego pokoju ze łzami w oczach i powiedział, że Maciusia nigdzie nie ma. Przeszukał już cały pokój.
     - Musimy już iść, jutro go poszukamy. Pewnie zaraz sam wróci do klatki.
     - Zawołam go. Może przyjdzie.
     Krzyś usiadł na podłodze, cichutko zagwizdał i zawołał:
     - Maciuś, Maciuś chodź już, nie gniewaj się na mnie!
     Wszyscy zaczęli nasłuchiwać i rozglądać się. Po chwili usłyszeli jakiś szelest w worku, w którym były pudełka i papiery po rozpakowanych prezentach. Krzyś szybko złapał worek i całą jego zawartość wysypał na podłogę. W pudełku po samochodzie siedział przestraszony Maciuś.
     - Dobrze, że się znalazłeś, bo za chwilę miałem wyrzucić te śmieci – powiedział tata.
     Chłopiec wziął swojego przyjaciela i mocno go przytulił. Chomik także przytulił się do Krzysia i noskiem potrącał jego ucho.
     Rodzice wyszli, a babcia kazała zakończyć zabawę i iść spać.
     - Babciu Maciuś mi mówił, że już się na mnie nie gniewa i że bardzo mnie kocha.
     - Chyba jesteś już bardzo śpiący – śmiała się babcia.
     - Wcale nie, przecież mówiłaś, że w Wigilię wszystko może się zdarzyć.
     - Pewnie tak. Śpij dobrze – i przykryła śpiącego już Krzysia.
     Chłopiec jak tylko usłyszał szum kołowrotka z klatki natychmiast zasnął. Od tego czasu Krzyś najpierw karmił Maciusia i bawił się z nim a potem dopiero zabawkami. Raz nawet przewiózł chomika swoim nowym samochodem, ale ta zabawa chyba nie spodobała się Maciusiowi, bo szybko wrócił do swojego domku.
      
    
         
  

piątek, 12 kwietnia 2013

9. Bokser i kaczki


     Mała Amelka mieszkała z rodzicami w bloku na czwartym piętrze. Rodzice pracowali, a dziewczynka zostawała z babcią. Trochę tęskniła za rodzicami, ale babcia zawsze potrafiła ja rozweselić. Bawiła się z nią zabawkami, których miała całe mnóstwo, czytała jej książeczki a nawet z nią rysowała. Jednak najbardziej Amelka lubiła wychodzić z babcią na spacer. Zabierały wtedy ze sobą dużego psa, który nazywał się Bokser.
     Obok bloku przepływa rzeczka, po której pływały kaczki. Spacery nad rzeczkę zawsze były najfajniejsze. Amelka za każdym razem pytała:
     - Babciu czy mogę zabrać trochę chleba dla kaczuszek? One go bardzo lubią i przypływają do samego brzegu.
     - Dobrze, weźmiemy kilka kromek. Może dzisiaj zobaczymy małe kaczuszki z dużą kaczką, ich mamą.
     Ubrały się szybko, zabrały chleb i poszły z Bokserem nad rzekę.
     - Pójdziemy trochę dalej na tą dużą łąkę – powiedziała babcia.
     Gdy wyszły zza krzaków Amelka krzyknęła:
     - Jak tu dzisiaj pięknie i ile tu kwiatów różnokolorowych!
     Na łące rosła młoda zielona trawa, białe rumianki, żółte mlecze i kaczeńce, niebieskie niezapominajki, fioletowe bzy oraz czerwone maki. Amelka chciała rwać kwiatuszki, ale babcia doradziła jej:
     - Kwiatuszki zerwiesz dopiero jak będziemy szły do domu, bo trzeba ich od razu wstawić do wody, żeby nie zwiędły, a teraz masz przecież nakarmić kaczuszki.
     - A jak mam ich nakarmić, przecież ich nigdzie nie ma, dzisiaj nie przypłynęły – smutno odpowiedziała Amelka.
     - Poczekamy troszkę, a teraz pobaw się z Bokserem.
     Amelka wzięła duży patyk i zaczęła rzucać go daleko. Za każdym razem wołała do pieska:
     - Bokser aport! – Przynieś patyk!
     Gdy piesek wracał do dziewczynki to nie chciał oddać patyka, głośno szczekał i uciekał.
     - Nie hałasuj tak głośno, bo kaczuszki się przestraszą i wcale nie przypłyną.
     Kaczki zwabione hałasem na brzegu wypłynęły spod zarośli. Do brzegu przypłynęły dwa kolorowe kaczory, kilkanaście kaczek i osobno kaczka z maleńkimi kaczątkami.
     - Babciu miałaś rację, te maleńkie kaczątka są prześliczne – powiedziała.
     Amelka rwała chleb na małe kawałki i rzucała do wody. Kaczki bardzo szybko znajdowały chleb i głośno kwakały.
     - Pewnie chcą jeszcze więcej – stwierdziła.
     Bardzo chciała rzucić chlebek daleko, by doleciał do małych kaczuszek, a  nie zauważyła, że stoi na samym brzegu rzeki i gdyby babcia jej nie złapała to wpadłaby do wody. Kaczki szybko zjadły chleb i odpłynęły troszkę dalej na środek. Tam pływały w jedną i drugą stronę, a wyglądało to tak jakby bawiły się w berka. Babcia i Amelka długo stały na brzegu i przyglądały się zabawom kaczek. Nawet Bokser stał na brzegu i przyglądał się ich wyczynom od czasu do czasu poszczekując.
     - Wiesz Amelko kaczki chyba zaprzyjaźniły się z Bokserem, bo jak zacznie szczekać to zaraz przypływają.
     - Babciu one chyba wiedzą, że jak Bokser szczeka to i ja także jestem z nim i z chlebkiem, który bardzo im smakuje.
     Od tego czasu, kiedy tylko, Amelka przychodziła nad rzekę z Bokserem i zaczynała się z nim bawić do brzegu przypływały kaczki. Czasami ich nie było, wtedy wydawało się Amelce, że Bokser woła kaczki, bo stawał na brzegu rzeki i szczekał. Po chwili przypływało ich całe stadko.

piątek, 5 kwietnia 2013

8. Psotne świnki


     Na swoje szóste urodziny Kacperek dostał dwie morskie świnki. Mama powiedział
     - Jesteś już duży i musisz się nimi dobrze opiekować. Jak Filipek będzie starszy drugą świnką będzie się on opiekował.
      - Mamo to jest wspaniały prezent. Zawsze marzyłem by mieć własne zwierzątko.
     Obie świnki były czarno-białe, ale nie identyczne. Miały małe uszka, oczy czarne i błyszczące jak perełki i mięciutkie futerka.
     - Ta z plamką na łebku będzie moja i będzie się nazywała Pepina.- oznajmił Kacperek.
     - Filip a jak będzie nazywała się twoja świnka? – zapytał braciszka.
     - Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę – odpowiedział.
     - Teraz pojedziemy do sklepu. Kupimy dla świnek klatkę, miseczki na pokarm, poidełko, pokarm i witaminki. – powiedziała mama.
    W sklepie chłopcy wybrali dwie duże klatki i wszystkie akcesoria, które polecił sprzedawca. Świnki szybko zaakceptowały swoje nowe domki i po zabawie z chłopcami chętnie same wracały do klatek. Po kilku dniach obie świnki zaczęły same wychodzić z klatek i zwiedzały cały dom. Najgorsze było wtedy, gdy weszły w kuchni pod szafki i nie mogły wrócić. Trzeba było wszystkie meble odsuwać od ściany i ich szukać. Po tej przygodzie świnek mama powiedziała:
     - Świnki po zabawie muszą być zamykane w swoich klatkach, bo codziennie nie możemy szukać ich po całym domu i odsuwać mebli.
     Przed wyjściem do szkoły Kacperek dawał świnkom śniadanie i zamykał ich w klatkach
     - Jak wrócę ze szkoły to się pobawimy. Dzisiaj ładna pogoda to zabiorę was na łąkę to poskubiecie sobie świeżą soczystą trawkę, która bardzo wam smakuje.
     Pewnego dnia Kacperek  zaspał. Szybko szykował się do szkoły i kiedy był już w drzwiach mama zapytała:
     - Czy nie zapomniałeś dać świnkom jeść?
     Chłopiec wpadł jak burza do kuchni, chwycił po kilka listków sałaty i wrzucił świnkom do klatek. Tego właśnie dnia, kiedy wszyscy już wrócili do domu zastali w kuchni ogromną kałużę wody.
     - Skąd się wzięła ta woda, czyżby jakaś rura pękła? – głowiła się mama.
     - A gdzie jest moja świnka – krzyczał na całe gardło Filipek. – klatka jest otwarta. Czy ona sama ją sobie otworzyła?
     Kacperek przyszedł do kuchni, spojrzał na klatkę i powiedział
     - Chyba zapomniałem ją zamknąć. Pewnie twoja świnka weszła pod szafki. Musimy je znowu odsuwać.
     - Nie teraz. Muszę najpierw zebrać wodę i wytrzeć podłogę, ale najpierw schowam zakupy do lodówki. – powiedziała mama otwierając lodówkę.
     Gdy zobaczyła, że w lodówce wszystko jest rozmrożone i jeszcze wycieka z niej woda dodała:
     - Chyba zepsuła się nam lodówka, bo nie pali się w niej światło. Wygląda to tak jakby nie dochodził do niej prąd.
     - Mamo ja ci pomogę sprzątać to szybciej świnkę znajdziemy – powiedział Kacperek.
     Filipek też pomagał. Po zebraniu wody i wytarciu podłogi do sucha chłopcy zwrócili się do taty:
     - Tatusiu, chodź do kuchni i pomóż nam odsunąć lodówkę.
     Tata przyszedł do kuchni i wspólnymi siłami odsunęli lodówkę. Za nią siedziała przestraszona świnka Filipka. Wziął ją na ręce i delikatnie przytulił.
     - Nie bój się już. Wracasz do swojej klatki. Jesteś chyba strasznie głodna, bo z klatki szybko wyszłaś i nie zjadłaś nawet całego śniadania, a za lodówką nie było nic do jedzenia.
     Rodzice obejrzeli kabel od lodówki, bo od razu domyślili się, co się mogło stać. Po chwili tata zawołał chłopców i pokazał im, co świnka zrobiła.
     - Zobaczcie, co się stało. Świnka zaklinowała się za lodówką i nie mogła wyjść i z głodu przegryzła kabel. Miała szczęście, że ją prąd nie zabił. Od tej chwili jak będziecie szli spać i jak będziecie wychodzić z domu musicie sprawdzać, czy świnki są zamknięte. To dla ich bezpieczeństwa, a także żeby nie robiły już więcej szkód.
     Kacperek i Filipek tak byli przejęci całą tą historią, że po kilka razy sprawdzali czy klatki są zamknięte, bo pamiętali, co powiedział tata. Pokochali swoje świnki i bali się, że jak zostawią otwarte klatki to świnki mogą znowu pogryźć kable i prąd mógłby ich zabić.
     Wieczorem, kiedy kładli się spać Filipek powiedział:
     - Wiesz Kacperku już wiem jak się będzie nazywała moja świnka.
     - No jak? – dopytywał się Kacperek.
     - Od dzisiaj będzie nazywała się Psotka. – odpowiedział.