piątek, 19 kwietnia 2013

10. Jak chomik bawił się w chowanego..


     Krzyś chodził już do pierwszej klasy. Nie miał rodzeństwa. Był jedynakiem. Kolegów i koleżanek miał dużo, ale tylko tych ze szkoły lub z podwórka. Bardzo często prosił rodziców o zwierzątko. Chciał mieć fajnego pieska albo kotka.
     - Jak nie mogę mieć ani pieska, ani kotka to może świnkę morska albo chomika – prosił rodziców.
     - Jesteś jeszcze za mały, każdym zwierzątkiem trzeba się cały czas opiekować, bo to już nie będzie zabawka. Jak urośniesz na pewno dostaniesz – tłumaczył tata.
     Pewnego dnia Krzyś się przeziębił. Miał wysoką gorączkę i musiał zostać w domu, ponieważ rodzice pracowali przyszła babcia.
     - Co byś zjadł? Jaką zupę ci ugotować? – dopytywała się.
     Krzyś odpowiedział:
     - Nie jestem wcale głodny i nic nie będę jadł. Chciałbym mieć tylko swoje własne żywe zwierzątko, żeby się do niego przytulić.
     - No nie martw się i na to może znajdzie się jakiś sposób – powiedziała babcia.
     Tego wieczora rodzice długo rozmawiali z babcią. Mówili szeptem i śpiący Krzyś nie wiedział, o czym rozmawiają. Następnego dnia czuł się już dużo lepiej, ale babcia kazała mu jeszcze leżeć. Nie nudziło mu się, bo babcia grała z nim w różne gry, opowiadała śmieszne historie i podsuwała smaczne przekąski. Po południu rodzice wrócili z pracy i przynieśli wielkie pudło.
     - Co jest w tym wielkim pudełku? – spytał zaciekawiony Krzyś.
     - Niespodzianka. Zobacz sam – odpowiedział tata.
     Wyskoczył z łóżeczka jak kamień wystrzelony z procy i jednym susem znalazł się przy pudle. Mama pomogła mu je otworzyć. Kiedy już zajrzał do środka nie mógł uwierzyć, że to prawda. Dopiero po chwali wyciągnął dużą klatkę z prawdziwym, żywym chomikiem. W klatce był domek, miseczka, poidełko, kołowrotek, tunel, huśtawka i jeszcze inne zabawki, a chomik był maleńki, rudy w białe łatki. Miał maleńkie uszka i oczy czarne jak dwa koraliki.
     - Czy mogę go wziąć na ręce? – zapytał.
     - Na chwilę tak. Jest w nowy miejscu i na razie wszystkiego się boi – wyjaśnił tata i dodał – musisz się z nim najpierw zaprzyjaźnić.
     - A jak się będzie nazywał? – babcia była ciekawa.
     - Maciuś – odpowiedział Krzyś i delikatnie włożył go do klatki.
     Mama podała chłopcu książeczkę i powiedziała:
     - Tam jest wszystko o chomikach, jak ich karmić i dbać o nich.
     - Jeszcze dzisiaj to przeczytam. Babciu pomożesz mi.
     Krzyś postawił klatkę z chomikiem w swoim pokoju niedaleko łóżeczka, zawołał babcię i zamknął drzwi, by głos z telewizora nie rozpraszał ich przy czytaniu książeczki.
     Chłopiec był teraz bardzo szczęśliwy. Szybko zaprzyjaźnił się z Maciusiem. Jak wracał ze szkoły siadał przy klatce cichutko gwizdał i wołał go po imieniu.
Ten powtarzany dźwięk natychmiast budził chomika, a jego właściciel Krzyś podsuwał mu orzeszek laskowy, najbardziej ulubiony przysmak.
     Pewnego dnia Krzyś zaspał i nie zdążył pożegnać się z Maciusiem. Przypomniał sobie dopiero w szkole, ale już było za późno, żeby wracać do domu. Rozpoczęła się lekcja i pani kazała wyjąć książki z odrobionym zadaniem. Krzyś wziął plecak na kolana, otworzył go i razem z książką wyjął chomika. Dzieci od razu go zauważyły, przybiegły do ławki i chciały go głaskać lub brać na ręce. Przestraszony Maciuś tulił się do właściciela. Pani od razu domyśliła się co się stało, była trochę niezadowolona, że nikt jej nie słucha. Wzięła z półki niewielkie pudełko, zrobiła w nim kilka dziurek i powiedziała:
     - Krzysiu, wsadź tu swojego chomika. Postawimy pudełko na moim biurku i do końca lekcji będzie czekał na ciebie.
     Dzieci wróciły na swoje miejsca. Pani popatrzyła na smutne miny dzieci i dodała:
     - Chomiki poznają swoich właścicieli i każdego obcego bardzo się boją, dlatego nie możecie go wszyscy brać na ręce.
     Do końca lekcji nic już nie zakłóciło uwagi dzieci.
     Szybko minęła jesień i zbliżały się święta. Krzyś napisał w liście do św. Mikołaja, że chce dostać duży samochód, z pilotem, zdalnie kierowany. Jego koledzy już dawno mieli takie samochody a on nie miał się czym pochwalić. Wreszcie nadeszła Wigilia. Tego dnia Krzyś był bardzo grzeczny i z niecierpliwością czekał przyjścia św. Mikołaja. Chciał już się bawić swoim samochodem.
     - A jak św. Mikołaj pomyli listy i przyniesie ci co innego, to co nie weźmiesz prezentu ? – drażnił się z nim tata.
     - Wezmę, ale będzie mi bardzo smutno.
     Po kolacji św. Mikołaj przyniósł mu ten tak bardzo upragniony samochód. Chłopiec zajęty zabawą samochodem, który wykonywał bardzo wiele czynności na jego polecenie, zapomniał o swoim chomiku. Nie dał mu nawet kolacji. Dopiero, gdy położył się do łóżeczka, zauważył, że w jego pokoiku jest bardzo cicho. Nie słychać szumu kołowrotka Maciusia, przy którym tak dobrze zasypiał chłopiec. Podniósł się i poszedł po kolację dla chomika i zapytał:
     - Mamo, czy mogę chwilkę pobawić się z Maciusiem, bo zupełnie o nim zapomniałem.
     - Dobrze, ale nie za długo – zgodziła się mama.
     Kiedy rodzice mieli wychodzić na pasterkę chłopiec wyszedł ze swojego pokoju ze łzami w oczach i powiedział, że Maciusia nigdzie nie ma. Przeszukał już cały pokój.
     - Musimy już iść, jutro go poszukamy. Pewnie zaraz sam wróci do klatki.
     - Zawołam go. Może przyjdzie.
     Krzyś usiadł na podłodze, cichutko zagwizdał i zawołał:
     - Maciuś, Maciuś chodź już, nie gniewaj się na mnie!
     Wszyscy zaczęli nasłuchiwać i rozglądać się. Po chwili usłyszeli jakiś szelest w worku, w którym były pudełka i papiery po rozpakowanych prezentach. Krzyś szybko złapał worek i całą jego zawartość wysypał na podłogę. W pudełku po samochodzie siedział przestraszony Maciuś.
     - Dobrze, że się znalazłeś, bo za chwilę miałem wyrzucić te śmieci – powiedział tata.
     Chłopiec wziął swojego przyjaciela i mocno go przytulił. Chomik także przytulił się do Krzysia i noskiem potrącał jego ucho.
     Rodzice wyszli, a babcia kazała zakończyć zabawę i iść spać.
     - Babciu Maciuś mi mówił, że już się na mnie nie gniewa i że bardzo mnie kocha.
     - Chyba jesteś już bardzo śpiący – śmiała się babcia.
     - Wcale nie, przecież mówiłaś, że w Wigilię wszystko może się zdarzyć.
     - Pewnie tak. Śpij dobrze – i przykryła śpiącego już Krzysia.
     Chłopiec jak tylko usłyszał szum kołowrotka z klatki natychmiast zasnął. Od tego czasu Krzyś najpierw karmił Maciusia i bawił się z nim a potem dopiero zabawkami. Raz nawet przewiózł chomika swoim nowym samochodem, ale ta zabawa chyba nie spodobała się Maciusiowi, bo szybko wrócił do swojego domku.
      
    
         
  

2 komentarze:

  1. sprytny ten chomik :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ile to razy chomiki moim dzieciom robiły różne psikusy!!!! ubawiłam się czytając tą opowieść :)

    OdpowiedzUsuń