Na swoje szóste urodziny Kacperek dostał
dwie morskie świnki. Mama powiedział
- Jesteś już duży i musisz się nimi dobrze
opiekować. Jak Filipek będzie starszy drugą świnką będzie się on opiekował.
- Mamo to jest wspaniały prezent. Zawsze
marzyłem by mieć własne zwierzątko.
Obie świnki były czarno-białe, ale nie
identyczne. Miały małe uszka, oczy czarne i błyszczące jak perełki i mięciutkie
futerka.
- Ta z plamką na łebku będzie moja i
będzie się nazywała Pepina.- oznajmił Kacperek.
- Filip a jak będzie nazywała się twoja
świnka? – zapytał braciszka.
- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę –
odpowiedział.
- Teraz pojedziemy do sklepu. Kupimy dla
świnek klatkę, miseczki na pokarm, poidełko, pokarm i witaminki. – powiedziała
mama.
W sklepie chłopcy wybrali dwie duże klatki
i wszystkie akcesoria, które polecił sprzedawca. Świnki szybko zaakceptowały
swoje nowe domki i po zabawie z chłopcami chętnie same wracały do klatek. Po
kilku dniach obie świnki zaczęły same wychodzić z klatek i zwiedzały cały dom.
Najgorsze było wtedy, gdy weszły w kuchni pod szafki i nie mogły wrócić. Trzeba
było wszystkie meble odsuwać od ściany i ich szukać. Po tej przygodzie świnek
mama powiedziała:
- Świnki po zabawie muszą być zamykane w
swoich klatkach, bo codziennie nie możemy szukać ich po całym domu i odsuwać
mebli.
Przed wyjściem do szkoły Kacperek dawał
świnkom śniadanie i zamykał ich w klatkach
- Jak wrócę ze szkoły to się pobawimy.
Dzisiaj ładna pogoda to zabiorę was na łąkę to poskubiecie sobie świeżą
soczystą trawkę, która bardzo wam smakuje.
Pewnego dnia Kacperek zaspał. Szybko szykował się do szkoły i kiedy
był już w drzwiach mama zapytała:
- Czy nie zapomniałeś dać świnkom jeść?
Chłopiec wpadł jak burza do kuchni,
chwycił po kilka listków sałaty i wrzucił świnkom do klatek. Tego właśnie dnia,
kiedy wszyscy już wrócili do domu zastali w kuchni ogromną kałużę wody.
- Skąd się wzięła ta woda, czyżby jakaś
rura pękła? – głowiła się mama.
- A gdzie jest moja świnka – krzyczał na
całe gardło Filipek. – klatka jest otwarta. Czy ona sama ją sobie otworzyła?
Kacperek przyszedł do kuchni, spojrzał na
klatkę i powiedział
- Chyba zapomniałem ją zamknąć. Pewnie
twoja świnka weszła pod szafki. Musimy je znowu odsuwać.
- Nie teraz. Muszę najpierw zebrać wodę i
wytrzeć podłogę, ale najpierw schowam zakupy do lodówki. – powiedziała mama
otwierając lodówkę.
Gdy zobaczyła, że w lodówce wszystko jest
rozmrożone i jeszcze wycieka z niej woda dodała:
- Chyba zepsuła się nam lodówka, bo nie
pali się w niej światło. Wygląda to tak jakby nie dochodził do niej prąd.
- Mamo ja ci pomogę sprzątać to szybciej
świnkę znajdziemy – powiedział Kacperek.
Filipek też pomagał. Po zebraniu wody i
wytarciu podłogi do sucha chłopcy zwrócili się do taty:
- Tatusiu, chodź do kuchni i pomóż nam
odsunąć lodówkę.
Tata przyszedł do kuchni i wspólnymi
siłami odsunęli lodówkę. Za nią siedziała przestraszona świnka Filipka. Wziął
ją na ręce i delikatnie przytulił.
- Nie bój się już. Wracasz do swojej
klatki. Jesteś chyba strasznie głodna, bo z klatki szybko wyszłaś i nie zjadłaś
nawet całego śniadania, a za lodówką nie było nic do jedzenia.
Rodzice obejrzeli kabel od lodówki, bo od
razu domyślili się, co się mogło stać. Po chwili tata zawołał chłopców i
pokazał im, co świnka zrobiła.
- Zobaczcie, co się stało. Świnka
zaklinowała się za lodówką i nie mogła wyjść i z głodu przegryzła kabel. Miała
szczęście, że ją prąd nie zabił. Od tej chwili jak będziecie szli spać i jak
będziecie wychodzić z domu musicie sprawdzać, czy świnki są zamknięte. To dla
ich bezpieczeństwa, a także żeby nie robiły już więcej szkód.
Kacperek i Filipek tak byli przejęci całą tą historią, że po kilka razy
sprawdzali czy klatki są zamknięte, bo pamiętali, co powiedział tata. Pokochali
swoje świnki i bali się, że jak zostawią otwarte klatki to świnki mogą znowu pogryźć
kable i prąd mógłby ich zabić.
Wieczorem, kiedy kładli się spać Filipek
powiedział:
- Wiesz Kacperku już wiem jak się będzie
nazywała moja świnka.
- No jak? – dopytywał się Kacperek.
- Od dzisiaj będzie nazywała się Psotka. –
odpowiedział.
Historia przy której się uśmiałam ;) przypomina mi moje dzieciństwo :)
OdpowiedzUsuńU mnie takim psotnikiem był szczurek... ale taki hodowlany na szczęście :)
OdpowiedzUsuńszukałam jakiś fajnych historii dla mojego synka, i trafiłam na taką fajną stronę :) podoba mi się Gratuluję pomysłu - będe tu zaglądac
OdpowiedzUsuńteż mamy takiego "szkodnika" w domu
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie! My też mamy świnkę morską, musimy uważać żeby Nam nie naszkodziła!
OdpowiedzUsuńświnki i tak chyba mniej psocą niż chomiki - tylko czy mozna napisac bajkę o chomiku? :)
OdpowiedzUsuń