piątek, 30 maja 2014

56. Przylepka

      Natalka skończyła już pięć lat i chodziła do przedszkola. Była w trzeciej grupie, czyli w straszakach. Bardzo się z tego cieszyła i byłoby wszystko dobrze, gdyby nie rozstanie z rodzicami, rano po przyjściu do przedszkola. Po rozebraniu się nie chciała iść do swojej grupy tylko przylepiona do ręki mamy lub taty długo siedziała w szatni, co i rusz mówiąc:
     - Jeszcze tylko chwilkę i zaraz pójdę.
     - Natalko, tych chwilek było już chyba ze sto, musisz iść do grupy, bo później dzieci mogą się z ciebie śmiać.
     - Dzieci nic nie zauważą i nie będą się śmiać - odpowiadała ze łzami w oczkach...

     To siedzenie w szatni kończyło się dopiero, gdy po dziewczynkę przychodziła pani i zabierała ją do sali. Dzieci przyzwyczaiły się do zachowania Natalki i nikt nie śmiał się z niej do czasu, kiedy do grupy przyszedł nowy chłopiec. Nazywał sie Bartek. Chłopiec przez kilka dni obserwował dziewczynkę i pewnego dnia, gdy pani przyprowadziła ją do sali wesoło zawołał:
     - O, zobaczcie, przyszła do nas Przylepka.
     - Bartku, nie wolno z nikogo śmiać się ani go przezywać - zwróciła uwagę pani.
     - Ja wcale się z niej nie nie śmieję, tylko jak siedziała w szatni tak blisko mamy i mocno się jej trzymała to wyglądało jakby była do niej przylepiona - odpowiedział chłopiec.
     - To dobrze, że jej nie przezywasz, Teraz siadamy do śniadania - powiedziała pani.
     Jednak stało się inaczej, bo dzieciom bardzo podobało się przezwisko Natalki i gdy tylko pani nie słyszała wołali na nią nie Natalka tylko Przylepka. Nawet jej najlepsze przyjaciółki Julka i Zosia niby przez pomyłkę, tak na nią wołały, a później ją przepraszały. Tego dnia dziewczynka wróciła do domu bardzo smutna. Pierwsza zauważyła to babcia.
     - Czemu jesteś taka smutna, czy coś się stało w przedszkolu? - dopytywała się babcia.
     - Tak, dzieci mnie przezywają. Nie wołają na mnie po imieniu tylko Przylepka. Jutro ja nie chcę iść do przedszkola - rozpłakała się dziewczynka.
     - Jutro jest sobota i nie pójdziesz do przedszkola, ale może ja znajdę książkę, w której jest bajka o nadawaniu nazwisk mieszkańcom pewnego zamku, dzisiaj musisz iść już spać - pocieszyła zrozpaczoną dziewczynkę babcia.
     Natalka przebrała się w piżamkę, umyła ząbki i położyła się  do łóżeczka. Długo leżała, nie mogła zasnąć, bo cały czas przypominało się jej jak w przedszkolu na nią wołają dzieci. Kiedy już wydawało się jej, że usypia przyszedł po nią niewielki krasnoludek. Wziął ja za rękę i powiedział:
     - Zabieram cię do zamku. Musimy się spieszyć, bo zaraz król będzie nadawał wszystkim nazwiska. Zobaczysz jak to się odbywa.
     Zanim weszli do wielkiej sali, gdzie siedział król na tronie z berłem w ręku, a obok niego stali wszyscy mieszkańcy zamku Natalka zapytała;
     - Jak ty się nazywasz?
     - Ja jestem krasnoludek Bartek Wiercipięta, dlatego, że nie mogę nigdy długo usiedzieć w jednym miejscu. Bądź już cicho i chodź bliżej, żebyś wszystko widziała i słyszała - wyjaśnił krasnoludek.
     Natalka stała bardzo blisko tronu i widziała jak król woła do siebie pierwszego mieszkańca zamku, a potem go pytał:
     - Co ty najbardziej lubisz robić?
     - Ja najbardziej lubię być kucharzem, bo bardzo dobrze gotuję - odpowiedział pierwszy zapytany.
     - Dobrze. Będziesz nazywał się Kucharski - odpowiedział król i dotknął berłem Kucharskiego w prawe ramię.
     - Ja robię stoły, krzesła i inne meble. Jestem stolarzem - odpowiedział drugi.
     - Dobrze. Będziesz nazywał się Stolarski - i tak jak przedtem król dotknął berłem prawe ramię pytanego nadając mu nazwisko.
     Kiedy już król nadal wszystkim nazwiska zapytał:
     - Czy wszyscy już wiedzą jak się nazywają?
     - Nie, jeszcze została jedna dziewczynka - odezwał się jeden z mieszkańców i wskazał ręką Natalkę.
     - Co ty lubisz robić najbardziej - zapytał król.
     Kiedy miała już odpowiedzieć jak się nazywa zza jej pleców wysunął się Bartek Wiercipięta i zawołał:
     - Ja wiem, że ona bardzo lubi przylepiać się do rodziców i nie pozwala im odejść do pracy.
     - Dobrze. Będziesz nazywała się Przylepka - odpowiedział król.
     Natalka chciała krzyczeć, że ona nie musi mieć innego nazwiska, bo nazywa się tak samo jak jej rodzice, jednak nie mogła z siebie wydobyć głosu. Król uniósł berło i już miał dotknąć Natalkę w prawe ramię, ale nie zdążył, bo babcia ją obudziła.
     - Czy śniło ci się coś złego, bo przez sen płakałaś? - zapytała jeszcze nie całkiem rozbudzoną dziewczynkę.
     - Tak, król krasnoludków chciał mi nadać nowe nazwisko. Dobrze, że mnie obudziłaś babciu - odpowiedziała i dodała - już wiem, dlaczego Bartek mnie tak nazwał.
     - To już domyślasz się, co robić, żeby dzieci nie powtarzały tego więcej.
     - Tak, wiem. Zobaczysz babciu w poniedziałek jak pójdę do przedszkola.
     Następnego dnia Natalka już nie chodziła smutna. Wiedziała, co ma zrobić. W poniedziałek jak mama zaprowadziła ją do przedszkola szybko przebrała się, pocałowała mamę w policzek i pobiegła do sali. Ani razu nie złapała mamy za rękę i ani razu nie powiedziała jeszcze chwileczkę. Pani trochę zdziwiona powiedziała:
     - Jesteś dzisiaj pierwsza, ale zaraz przyjdą następni.
     Dzieci zauważyły, że Natalka jest już w sali. Chętnie się z nią bawiły i nikt nie nazwał jej Przylepka. Bartek ze zdziwieniem obserwował dziewczynkę i czekał na okazje, żeby znowu jej dokuczyć. Po kilku dniach taka okazja nadeszła. Natalka weszła do sali ostatnia, ale nie dlatego, że siedziała w szatni, tylko dlatego, że mama później ją przyprowadziła. Była na kontroli u lekarza. Zadowolony Bartek podbiegł do dziewczynki i głośno krzyknął tak, żeby wszyscy go słyszeli:
     - O, zobaczcie przyszła Przylepka.
     Tym razem Natalka nie rozpłakała się. Podeszła do Bartka i spokojnie powiedziała:
     - Chyba dobrze zauważyłeś, że nie jestem już Przylepką i nikt tak mnie nie nazywa. To ciebie chyba można nazwać Wiercipiętą, bo nie umiesz siedzieć w jednym miejscu i  wszędzie chciałbyś być na raz.
     Bartek stanął jak wryty. Nie myślał, że Natalka może się tak łatwo obronić i jeszcze jego dziwnie nazwała. Nie chciał, żeby dzieci go tak nazywały. Podszedł, wiec do Natalki podał jej rękę i powiedział:
     - Przepraszam. Już nigdy nie będę cię tak nazywał, ale ty też nie nazywaj mnie tak jak przed chwilą.
     - Dobrze. Przeprosiny przyjęte. Nie będę cię tak nazywać, bo wiem jak bardzo smutno jest temu, kogo inni przezywają - odpowiedziała i również podała Bartkowi rękę.
        Od tego czasu wszystkie dzieci bawiły się grzecznie i nikt nikogo nie przezywał.
                             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz