piątek, 13 czerwca 2014

57. Przygoda w lesie


     Pewnego dnia po powrocie z przedszkola babcia zapytała Natalkę:
     - Jak rozwiązało się twoje zmartwienie w przedszkolu? Wszystko jest już w porządku? Nikt cię już nie przezywa?
     - Tak. Wszystko skończyło się dobrze – i dziewczynka opowiedziała jak to było.
     - Babciu, czy ciebie też jakoś przezywali w przedszkolu?
     - Do przedszkola nie chodziłam, ale przezywali mnie w szkole w pierwszej klasie...


     - To jak ci przezywali? Możesz mi powiedzieć.
     - Tak. Nazywali mnie Bułeczka?
     - Dlaczego Bułeczka? – dopytywała się dziewczynka.
     - Z dwóch powodów. Pierwszy to dlatego, że byłam trochę grubsza od koleżanek, czyli okrągła jak bułeczka, a drugi to, że na drugie śniadanie do szkoły przynosiłam zawsze słodką bułeczkę.
     - Babciu, czy było ci smutno, gdy cię przezywali?
     - Z początku tak, ale potem się do tego przyzwyczaiłam. Czasami nawet mama w domu wołała na mnie słodka Bułeczko, bo wytłumaczyła mi, że są gorsze przezwiska od Bułeczki np. gruba Beka, lub wielka Buła.
     - A kiedy cię przestali przezywać? – Natalka chciała wiedzieć wszystko.
     - To długa historia. Dzisiaj siedzimy same w domu to może zdążę ci ją opowiedzieć i babcia zaczęła tak:
     - Kiedy skończyłam pierwszą klasę mama wysłała mnie z moją młodszą siostrą na kolonie. Ośrodek kolonijny znajdował się w lesie nad wielkim jeziorem. Nie wolno było nam wychodzić poza ogrodzenie bez opiekuna grupy.
Mama zapakowała nam do walizek trochę słodyczy i dała po parę groszy kieszonkowego, żebyśmy miały na kupno ulubionych smakołyków, kiedy już wszystkie słodycze zjemy. Kolonie trwały aż trzy tygodnie i już w pierwszym tygodniu zabrakło mi łakoci. Do sklepu było daleko i nikomu nie wolno było iść samemu. Żeby zaspokoić głód na słodycze opychałam się chlebem ze słodkim dżemem, który stał zawsze na stole i można było go jeść ile się chciało.
      Pewnego razu  wychowawczyni powiedziała mam, że następnego dnia zaraz po śniadaniu będziemy bawić się w podchody. Starsza grupa miała zostawiać nam różne znaki, a my będziemy musiały je znaleźć. Zaraz po śniadaniu pani zapakowała do wielkiego plecaka koc i kanapki dla wszystkich i wyruszyłyśmy do lasu. Początkowo szło nam bardzo dobrze i wszystkie schowane przez starszą grupę rzeczy szybko odnajdowałyśmy, ale potem było coraz trudniej znaleźć znaki pozostawione przez uciekających. Bardzo byłam głodna, a pani powiedziała, że dopiero za pół godziny zjemy kanapki, więc gdy zobaczyłam krzaczki z wielkimi czarnymi jagodami bez pytania skręciłam ze ścieżki, przykucnęłam i zaczęłam rwać jagody. Całymi garściami się nimi objadałam. Kiedy już zaspokoiłam głód, podniosłam się i chciałam biec za koleżankami, ale nikogo już nie widziałam. Wpadłam w panikę i biegałam w różne strony. Najpierw zgubiłam ścieżkę i nie mogłam jej nigdzie znaleźć,  potem głośno wołałam, żeby wrócili się po mnie lub zaczekali na mnie, ale nikt mnie nie słyszał. W lesie panowała przerażająca cisza. Usiadłam na trawie i zaczęłam płakać. Ręce miałam bardzo brudne z resztkami jagód więc ocierając łzy ubrudziłam buzię i wyglądałam jak smerf. Już chciałam wstać i biec na oślep, gdy zatrzymał się przede mną zając. Popatrzył na mnie i zapytał:
      - Dlaczego tu siedzisz i dlaczego płaczesz?
      - Byłam bardzo głodna i odłączyłam się od grupy, by narwać sobie jagód i najeść się nimi, a teraz nie mogę jej znaleźć i bardzo boję się,  zwłaszcza wilków.
      -  Wilki w dzień śpią i nie atakują, a ty jakbyś mniej jadła to, by ci się nie chciało jeść i nie musiałabyś odłączyć się.
      - Skąd wiesz, że ja dużo jem?
      - Widzę, jesteś za gruba – odpowiedział bez namysłu zając.
      - Nie wiesz co jem i ile, to dlaczego śmiejesz się ze mnie? – zapytałam.
      - Nie muszę widzieć. Musisz więcej jeść warzyw i owoców, a także więcej ćwiczyć – aha, truskawka lub malina smakuje jak najlepszy cukierek. Próbowałaś kiedyś.
     - Nie, ale powiedz co mam teraz robić? Jak mogę znaleźć moją grupę?
     - Tam blisko jest ścieżka. Musisz dojść do niej usiąść i czekać. Na pewno już cię szukają. Jak będziesz biegała w różne strony to mogą cię nie znaleźć.
     - Dobrze. Proszę zaprowadź mnie do tej ścieżki i poczekaj ze mną, bo z tobą czuję się bezpieczniej.
     Zając zaprowadził mnie do ścieżki i ukrył się pod krzaczkiem niedaleko mnie. Powiedział:
     - Boję się ludzi, dlatego będę siedział trochę w ukryciu, żebym zdążył uciec.
     - To czemu mnie się nie boisz i ze mną rozmawiasz.
     - Gdy zobaczyłem jak biegasz i bardzo głośno płaczesz zrobiło mi się ciebie żal. Wiedziałem, że potrzebujesz pomocy i nic złego mi nie zrobisz.
     Czekałam z zającem bardzo długo. Zanim pani i koleżanki zauważyły, że mnie nie ma zdążyły daleko odejść i długo wracały po mnie. Zając powiedział mi jeszcze , że nazywa się Zguba, bo kiedyś też się zgubił i doradził mi, żebym słodycze jadła tylko w wyjątkowych sytuacjach i nie objadała się nimi. Zanim koleżanki dobiegły do mnie zdążyłam jeszcze podziękować zającowi i przyrzekłam mu, że zastosuję jego rady.
     Od tego czasu przestałam objadać się słodyczami, a za pieniążki, które dała mi mama kupiłam maleńkie upominki dla mamy, taty, braciszka i małej siostrzyczki. Dużo tez biegałam i wymyślała różne ćwiczenia. Przez te wakacje sporo urosłam w górę i dużo schudłam.
     Po wakacjach, gdy weszłam do klasy i zobaczyły mnie koleżanki pierwsza odezwała się Jola, która najbardziej mnie przezywała:
     - Wiesz Maju, już nie jesteś podobna do bułeczki, więc nie będziemy tak ciebie przezywać.
     Gdy odchodziła do swojej ławki cały czas kręciła głową z niedowierzaniem, a w pewnym momencie zatrzymała się i jeszcze zapytała:
    - Pokaż, co masz dzisiaj na drugie śniadanie.
    - Zobacz. Mam dwa jabłuszka – i dodałam – chcesz jedno.
    - Babciu, czy ten zając naprawdę z tobą rozmawiał.
    - Gdy byłam sama w lesie zając naprawdę zatrzymał się obok mnie i tak śmiesznie ruszał wąsami i pyszczkiem i wydawało mi się, że mówi do mnie, a ja rozumiałam co i odpowiadałam na zadawane pytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz