W miasteczku, w którym mieszkał
Kacperek, Filipek i Amelka odbywał się wielki festyn. Przyjechało wielkie
wesołe miasteczko i mnóstwo różnych straganów. Na wielkiej scenie, specjalnie
zbudowanej, odbywały się występy różnych zespołów. Na festyn dzieci przyszły z
rodzicami. Jeździły karuzelami, bo były aż trzy, potem samochodzikami, ciuchcią
i na kucykach. Skakały na wielkiej trampolinie przypięci mocnymi szelkami i
brały udział w różnych konkursach. W biegach Kacperek zajął drugie miejsce i
dostał wspaniały medal. Najbardziej jednak podobało się dzieciom pływanie w
wielkiej kuli w basenie pełnym wody oraz stragany z kolorowymi balonikami.
Baloniki były napełnione specjalnym gazem,
miały różne kształty i trzeba było sznurek od balonika trzymać bardzo mocno, bo
nawet lekki wiaterek zabierał natychmiast baloniki.
Dzieci zatrzymywały się przy każdym straganie
i gdyby mogły wykupiłyby wszystkie baloniki. Kacperek wybrał sobie balonik o kształcie
wielkiej piłki i drugi przypominający pieska, Filipek miał trzy baloniki:
konika, samochód i dinozaura, Amelka zaś wielką lalkę i zajączka. Mimo, że
Filipek miał najwięcej balonów na następnym straganie dojrzał balon w kształcie
domku i wołał do taty:
- Tato, kup mi jeszcze jednego, bo takiego
nie mam.
- Nie musisz mieć wszystkich baloników.
Masz ich najwięcej. Nie marudź. Zobacz niektóre dzieci nie mają żadnego i nie
rozpaczają z tego powodu – odpowiedział tata.
Mama też nie uległa i nie kupiła następnego
balonika Filipkowi.
- Chyba macie już dość zabawy. Pójdziemy
obejrzeć występy. Teraz będzie Kacperek tańczył ze swoją klasą, a potem wrócimy
do domu.
-
Filip, pilnuj teraz moje baloniki, bo przeszkadzałby mi w tańcu – poprosił
braciszka o pomoc.
Kacperka grupa tańczyła najpiękniej. Wszyscy dostali ogromne brawa i nagrody. Filipek jednak nie oglądał występów Kacperka. Nudziło go to i odszedł trochę dalej na trawę i bawił się swoimi balonikami. W pewnym momencie podbiegł do niego mały piesek i chciał się z nim bawić. Filipek trochę się przestraszył i zaczął odpędzać pieska. Po chwili za pieskiem przybiegła Zosia, koleżanka Filipka i zawołała
- Nie bój się, to jeszcze szczeniak, chce
się z tobą pobawić. Nazywa się Żaba.
Chłopiec uspokoił się i chciał pogłaskać Żabkę,
która ząbkami złapała sznureczki baloników i
mocno szarpnęła. Sznureczki baloników wyślizgnęły się z rączki Filipka i
baloniki szybko pofrunęły w górę.
- Tato, tato pomóż mi złapać uciekające baloniki.
Tata i jeszcze kilka osób pobiegło za
balonikami, ale wiatr porwał ich wysoko w górę i żadnego nie udało się załapać.
Filipek głośno rozpłakał się.
- Kupcie mi nowe baloniki, nie mam już ani
jednego, nawet Kacperka baloniki uciekły.
- Nie mamy już za co kupić następnych
baloników. Wszystkie pieniążki wydaliście. Musimy jechać do domu. Festyn będzie
jeszcze jutro to jak przyjedziemy na karuzelę to kupisz sobie balonika, bo
stragany na pewno też będą – tłumaczyła mama, a tata dodał:
- Masz w domu jeszcze trochę swoich
pieniążków to tym razem kupisz sobie za własne kieszonkowe.
Filipek wracał do domu bardzo smutny, bo
Kacperek miał medal, piękną książkę i słodycze a on nic z festynu nie miał na
pamiątkę.
W domu mama podała obiad, a po obiedzie
pyszny deser. Były to zimne lody z owocami i bitą śmietaną. Siedzieli jeszcze
wszyscy przy stole i opowiadali sobie wrażenia z festynu, gdy nagle Pirat
zaczął bardzo głośno szczekać.
- Tak głośno szczeka jakby się czegoś bardzo
przestraszył. Idziemy zobaczyć, co to może być – powiedział tata wychodząc już
na podwórko.
To co zobaczyli rozśmieszyło ich do łez.
Pirat szczekał na baloniki, które wiatr leciutko poruszał, a wyglądało to jakby
te baloniki go goniły.
Po chwili Filipek z Kacperkiem szybko
łapali baloniki, bo wydawało im się, że wiatr znowu się zrywa i bali się, żeby
z powrotem nie uciekły.
- Są wszystkie. To nasze balony, ale skąd
one wiedziały gdzie my mieszkamy – wołał uradowany Filipek.
- Na
stadionie, gdzie odbywał się festyn wiatr wiał w kierunku naszego domu. Jak
odfrunęły przestało wiać i balony opadły na dół akurat na nasze podwórko –
wyjaśniał tata.
- A może są to jakieś zaczarowane balony –
śmiała się mama.
Na drugi dzień balony zostały w domu.
Następnych już dzieci nie chciały. Bawiły się wspaniale, chciały wykorzystać
okazję, bo taka wielka karuzela i inne atrakcje rzadko przyjeżdżają do ich
miasteczka.
wesoła historia :)
OdpowiedzUsuńte balony, to czasami dla rodziców prawdziwe nieszczęście... ale historia ładna :)
OdpowiedzUsuń