sobota, 3 sierpnia 2013

25. Kolorowe baloniki

     W miasteczku, w którym mieszkał Kacperek, Filipek i Amelka odbywał się wielki festyn. Przyjechało wielkie wesołe miasteczko i mnóstwo różnych straganów. Na wielkiej scenie, specjalnie zbudowanej, odbywały się występy różnych zespołów. Na festyn dzieci przyszły z rodzicami. Jeździły karuzelami, bo były aż trzy, potem samochodzikami, ciuchcią i na kucykach. Skakały na wielkiej trampolinie przypięci mocnymi szelkami i brały udział w różnych konkursach. W biegach Kacperek zajął drugie miejsce i dostał wspaniały medal. Najbardziej jednak podobało się dzieciom pływanie w wielkiej kuli w basenie pełnym wody oraz stragany z kolorowymi balonikami.
     Baloniki były napełnione specjalnym gazem, miały różne kształty i trzeba było sznurek od balonika trzymać bardzo mocno, bo nawet lekki wiaterek zabierał natychmiast baloniki.
     Dzieci zatrzymywały się przy każdym straganie i gdyby mogły wykupiłyby wszystkie baloniki. Kacperek wybrał sobie balonik o kształcie wielkiej piłki i drugi przypominający pieska, Filipek miał trzy baloniki: konika, samochód i dinozaura, Amelka zaś wielką lalkę i zajączka. Mimo, że Filipek miał najwięcej balonów na następnym straganie dojrzał balon w kształcie domku i wołał do taty:
     - Tato, kup mi jeszcze jednego, bo takiego nie mam.
     - Nie musisz mieć wszystkich baloników. Masz ich najwięcej. Nie marudź. Zobacz niektóre dzieci nie mają żadnego i nie rozpaczają z tego powodu – odpowiedział tata.
     Mama też nie uległa i nie kupiła następnego balonika Filipkowi.
     - Chyba macie już dość zabawy. Pójdziemy obejrzeć występy. Teraz będzie Kacperek tańczył ze swoją klasą, a potem wrócimy do domu.
     - Filip, pilnuj teraz moje baloniki, bo przeszkadzałby mi w tańcu – poprosił braciszka o pomoc.

    Kacperka grupa tańczyła najpiękniej. Wszyscy dostali ogromne brawa i nagrody. Filipek jednak nie oglądał występów Kacperka. Nudziło go to i odszedł trochę dalej na trawę i bawił się swoimi balonikami. W pewnym momencie podbiegł do niego mały piesek i chciał się z nim bawić. Filipek trochę się przestraszył i zaczął odpędzać pieska. Po chwili za pieskiem przybiegła Zosia, koleżanka Filipka i zawołała
     - Nie bój się, to jeszcze szczeniak, chce się z tobą pobawić. Nazywa się Żaba.
     Chłopiec uspokoił się i chciał pogłaskać Żabkę, która ząbkami złapała sznureczki baloników i  mocno szarpnęła. Sznureczki baloników wyślizgnęły się z rączki Filipka i baloniki szybko pofrunęły w górę.
     - Tato, tato pomóż mi złapać uciekające baloniki.
     Tata i jeszcze kilka osób pobiegło za balonikami, ale wiatr porwał ich wysoko w górę i żadnego nie udało się załapać.
     Filipek głośno rozpłakał się.
     - Kupcie mi nowe baloniki, nie mam już ani jednego, nawet Kacperka baloniki uciekły.
     - Nie mamy już za co kupić następnych baloników. Wszystkie pieniążki wydaliście. Musimy jechać do domu. Festyn będzie jeszcze jutro to jak przyjedziemy na karuzelę to kupisz sobie balonika, bo stragany na pewno też będą – tłumaczyła mama, a tata dodał:
     - Masz w domu jeszcze trochę swoich pieniążków to tym razem kupisz sobie za własne kieszonkowe.
     Filipek wracał do domu bardzo smutny, bo Kacperek miał medal, piękną książkę i słodycze a on nic z festynu nie miał na pamiątkę.
     W domu mama podała obiad, a po obiedzie pyszny deser. Były to zimne lody z owocami i bitą śmietaną. Siedzieli jeszcze wszyscy przy stole i opowiadali sobie wrażenia z festynu, gdy nagle Pirat zaczął bardzo głośno szczekać.
     - Tak głośno szczeka jakby się czegoś bardzo przestraszył. Idziemy zobaczyć, co to może być – powiedział tata wychodząc już na podwórko.
     To co zobaczyli rozśmieszyło ich do łez. Pirat szczekał na baloniki, które wiatr leciutko poruszał, a wyglądało to jakby te baloniki go goniły.
     Po chwili Filipek z Kacperkiem szybko łapali baloniki, bo wydawało im się, że wiatr znowu się zrywa i bali się, żeby z powrotem nie uciekły.
     - Są wszystkie. To nasze balony, ale skąd one wiedziały gdzie my mieszkamy – wołał uradowany Filipek.
     - Na stadionie, gdzie odbywał się festyn wiatr wiał w kierunku naszego domu. Jak odfrunęły przestało wiać i balony opadły na dół akurat na nasze podwórko – wyjaśniał tata.
     - A może są to jakieś zaczarowane balony – śmiała się mama.
      Na drugi dzień balony zostały w domu. Następnych już dzieci nie chciały. Bawiły się wspaniale, chciały wykorzystać okazję, bo taka wielka karuzela i inne atrakcje rzadko przyjeżdżają do ich miasteczka.

2 komentarze:

  1. wesoła historia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. te balony, to czasami dla rodziców prawdziwe nieszczęście... ale historia ładna :)

    OdpowiedzUsuń