środa, 1 października 2014

60. Skarb Matyldy



      W pewnym mieście na ulicy Migdałowej stały sobie domki bardzo podobne do siebie. Chociaż z daleka były podobne to z bliska można było odróżnić ich od siebie, ponieważ każdy domek miał inne drzwi wejściowe. Jeden miał drzwi koloru brązowego, drugi miał zielone drzwi, czwarty różowe a piąty niebieskie. Przed każdym domkiem rosły piękne kwiaty.
       Po drugiej stronie ulicy był duży plac zabaw dla dzieci, a obok niego boisko z dwoma bramkami i koszem do koszykówki.
       W domku, który miał brązowe drzwi mieszkał Kacperek i Filipek. W drugim domku z zielonymi drzwiami mieszkała Marysia i młodszy jej braciszek Ksawery. Amelka ze swoim maleńkim braciszkiem Marcelkiem mieszkała w domku z różowymi drzwiami, a domek z niebieskimi drzwiami zajmowała Julka ze swoją młodszą siostrzyczką Hanią.
        Kacperek, Filipek, Amelka, Marysia i Julka chodzili już do szkoły, natomiast młodsze dzieci musiały iść do przedszkola. Dzieci po powrocie ze szkoły i przedszkola spotykały się na placu zabaw. Starsi chłopcy grali w piłkę, a młodsze dzieci bawiły się w piaskownicy, na karuzeli i na huśtawkach.
        Pewnego dnia dzieci znalazły małego czarnego pieska, który schował się pod ławką. Skulił się w kłębuszek, a jak Kacperek chciał go pogłaskać trząsł się ze strachu.
       - Ciekawe, jak długo tu siedzi? Wczoraj go tu nie było.
       - Pewnie jest głodny i zimno mu jest – stwierdziła Amelka.
       - Chyba nie, dzisiaj noc była ciepła to na pewno nie zmarzł, tylko się nas boi – tłumaczyła Marysia.
       - Pobiegnę do domu i przyniosę mu coś do jedzenia – zaproponowała Julka.
       - Dobrze, przynieś. Tylko nie zapomnij o miseczce z wodą – przypomniał Kacperek.
       Z początku piesek nie chciał nic jeść, ale jak zobaczył, że dzieci delikatnie głaszczą go i zachęcają do jedzenia ostrożnie podniósł się, podszedł do miseczki z wodą, napił się wody, a potem zabrał się do jedzenia. Dzieci zostawiły go samego, ale co chwilę zerkały co robi ich podopieczny.
        - Musimy go jakoś nazwać. Może będziemy wołać na niego Łatek, bo ma taką biała plamkę na uchu, a cały jest czarny – zaproponował Filipek.
       Łatek chwilę odpoczął po jedzeniu, potem odważnie wyszedł z pod ławki i zaczął biegać za dziećmi, cichutko poszczekiwał i wesoło merdał ogonkiem. Wszyscy bawili się wspaniale i długo, aż rodzice musieli przyjść po nich na plac zabaw.
       - Musicie pieska zostawić na placu, nie możecie zabrać go do domu. Zobaczcie on się zgubił i pewnie ktoś będzie go szukał. Ma obrożę więc nie jest chyba niczyj – powiedziała mama Kacperka i Filipka.
       - Dzisiaj musi zostać tutaj na placu, a jak jutro nikt się po niego nie zgłosi to napiszemy ogłoszenie i rozwiesimy po okolicy – dodała mama Julki.
        - Marysiu pobiegnij do domu i poproś mamę, żeby dała ten duży karton co stoi w garażu i ten zniszczony kocyk Ksawerego, to zrobimy mu wygodne posłanie – powiedział tata.
        Łatek chętnie wszedł do kartonu wyłożonego kocykiem, smutno spojrzał na dzieci, podkulił ogonek i schował nosek pod kocyk.
       - Mądry ten piesek, zrozumiał, że nie możemy go zabrać. Jutro rano przed szkołą przyniesiemy mu jeść – powiedziała Amelka idąc już do domu.
      Następnego dnia Kacperek niecierpliwie czekał na zakończenie lekcji. Dzisiaj wychodził najwcześniej i postanowił prosto ze szkoły iść na plac zabaw do Łatka, żeby mu nie było smutno. W pewnym momencie odwrócił się do Matyldy, która siedziała za nim, bo chciał pożyczyć linijkę i zobaczył, że koleżanka płacze. Po chwili pani podeszła do niej i poprosiła, żeby Matylda została po lekcji. Po lekcjach szybko się ubrał i już wyszedł ze szkoły, ale przypomniał sobie płaczącą Matyldę i postanowił na nią poczekać. Mieszkała dwie ulice dalej i czasami razem wracali ze szkoły. Chciał się od niej dowiedzieć co się stało, dlaczego płakała. Długo nie musiał czekać, bo po chwili  zobaczył jak Matylda razem z panią wychodzi ze szkoły. Obie podeszły do ogrodzenia i pani pomogła dziewczynce zawiesić jakąś kartkę na ogrodzeniu. Kacperek pomyślał, że to jakieś ogłoszenie i szybko pobiegł zobaczyć co jest tam napisane. Na przypiętej do ogrodzenia kartce było zdjęcie małego, czarnego pieska z białą łatką na uchu, a pod zdjęciem było napisane: „Zginęła mała sunia. Wabi się Milka. Ma zieloną obrożę.  Jeśli ktoś ją widział lub znalazł proszę o wiadomość. Bardzo za nią tęsknie. Matylda z IV e.”
         Kacperek widział już co ma robić. Dogonił zapłakaną Matyldę i zdyszanym głosem zapytał:
         - Kiedy zginęła Milka i dlaczego?
        Matylda otarła łzy i powiedziała:
        - Przedwczoraj wieczorem wyszłam z nią na spacer. Milka biegła obok mnie, w pewnej chwili nie wiadomo z której strony przybiegło jakieś wielkie bezpańskie psisko i rzuciło się na nią. Krzyknęłam uciekaj Milka i sama uciekłam do domu. Potem wyszłam z rodzicami szukać jej, ale nigdzie Milki nie znaleźliśmy. Bardzo się boję, że jej już nie znajdę, a ona była moim największym skarbem.
        - Nie płacz już, chodź zaprowadzę cię do niej. Jest cała i zdrowa.
       Dziewczynka radośnie podskoczyła do góry, złapała Kacperka za rękę i pobiegli na plac zabaw. Pod ławką w kartonie na kocyku leżała Milka. Na widok swojej pani skakała radośnie i tuliła się bardzo szczęśliwa. Po powrocie do domu dzieci zebrały się na placu, a Kacperek od razu opowiedział im jak ich Łatek odzyskał swój dom. Przed wieczorem na plac przyszła Matylda z Milką i rodzicami. Przyszli podziękować dzieciom za zajęcie się ich ukochaną sunią i przynieśli całą furę słodyczy dla wszystkich dzieci. Gdy już odchodzili Matylda powiedziała:
        - Za miesiąc Milka będzie miała dzieci. Jak już podrosną to będziecie mogli wziąć sobie od niej szczeniaczka – i dodała - jeśli rodzice wam pozwolą.
      Dzieci nie mogły się doczekać, kiedy wreszcie będą te małe pieski. Codziennie w szkole na przerwach lub w szatni zamęczały Matyldę tysiącami pytań. Po upływie miesiąca Matylda jeszcze przed lekcjami powiedziała:
       - Milka ma cztery szczeniaczki. Zaproszę was dopiero wtedy gdy będą widziały na oczy, bo teraz są za małe i nie wolno ich brać na ręce.
       - Jak już tak długo czekaliśmy, to możemy jeszcze trochę poczekać – zgodziły się dzieci.
      Po upływie jeszcze trzech tygodni dzieci poszły obejrzeć małe pieski i okazało się, że jeden piesek był cały brązowy z białą łatką na uchu, drugi  miał zielone oczy, trzeci piesek miał różowy nosek, a czwarty niebieskie oczy. Rodzicom dzieci pieski też bardzo się podobały i pozwoliły wziąć ich od Milki. Mama Marysi powiedziała:
      - Marysiu, chyba weźmiesz pieska tego z zielonymi oczkami, bo nasze drzwi wejściowe do domu mają zielony kolor.
     - A my weźmiemy tego brązowego z białą łatką, bo nasze drzwi są brązowe – powiedział Kacperek do Filipka
     - Mój będzie ten z różowym noskiem – zawołała Amelka
     - Dla mnie został ten z niebieskimi oczkami, bo moje drzwi są niebieskie – oznajmiła Julka.
     - Bałam się, że będziecie się kłócić o pieski, ale bardzo fajnie rozwiązaliście tę sytuację – i dodała  zadowolona – wiem, że będzie im u was dobrze.


1 komentarz:

  1. S U P E R bajeczka ...ale jakby z życia wzięta. Uczy dzieci podejmowania mądrych decyzji.

    OdpowiedzUsuń