W pewnym mieście na ulicy Migdałowej
stały sobie domki bardzo podobne do siebie. Chociaż z daleka były podobne to z
bliska można było odróżnić ich od siebie, ponieważ każdy domek miał inne drzwi
wejściowe. Jeden miał drzwi koloru brązowego, drugi miał zielone drzwi, czwarty
różowe a piąty niebieskie. Przed każdym domkiem rosły piękne kwiaty.
Po drugiej stronie ulicy był duży plac
zabaw dla dzieci, a obok niego boisko z dwoma bramkami i koszem do koszykówki.
W domku, który miał brązowe drzwi
mieszkał Kacperek i Filipek. W drugim domku z zielonymi drzwiami mieszkała
Marysia i młodszy jej braciszek Ksawery. Amelka ze swoim maleńkim braciszkiem
Marcelkiem mieszkała w domku z różowymi drzwiami, a domek z niebieskimi
drzwiami zajmowała Julka ze swoją młodszą siostrzyczką Hanią.
Kacperek, Filipek, Amelka, Marysia i
Julka chodzili już do szkoły, natomiast młodsze dzieci musiały iść do
przedszkola. Dzieci po powrocie ze szkoły i przedszkola spotykały się na placu
zabaw. Starsi chłopcy grali w piłkę, a młodsze dzieci bawiły się w piaskownicy,
na karuzeli i na huśtawkach.
Pewnego dnia dzieci znalazły małego
czarnego pieska, który schował się pod ławką. Skulił się w kłębuszek, a jak
Kacperek chciał go pogłaskać trząsł się ze strachu.
- Ciekawe, jak długo tu siedzi? Wczoraj
go tu nie było.
- Pewnie jest głodny i zimno mu jest –
stwierdziła Amelka.
- Chyba nie, dzisiaj noc była ciepła to
na pewno nie zmarzł, tylko się nas boi – tłumaczyła Marysia.
- Pobiegnę do domu i przyniosę mu coś do
jedzenia – zaproponowała Julka.
- Dobrze, przynieś. Tylko nie zapomnij o
miseczce z wodą – przypomniał Kacperek.
Z początku piesek nie chciał nic jeść,
ale jak zobaczył, że dzieci delikatnie głaszczą go i zachęcają do jedzenia
ostrożnie podniósł się, podszedł do miseczki z wodą, napił się wody, a potem
zabrał się do jedzenia. Dzieci zostawiły go samego, ale co chwilę zerkały co
robi ich podopieczny.
- Musimy go jakoś nazwać. Może będziemy
wołać na niego Łatek, bo ma taką biała plamkę na uchu, a cały jest czarny –
zaproponował Filipek.
Łatek chwilę odpoczął po jedzeniu, potem
odważnie wyszedł z pod ławki i zaczął biegać za dziećmi, cichutko poszczekiwał
i wesoło merdał ogonkiem. Wszyscy bawili się wspaniale i długo, aż rodzice
musieli przyjść po nich na plac zabaw.
- Musicie pieska zostawić na placu, nie
możecie zabrać go do domu. Zobaczcie on się zgubił i pewnie ktoś będzie go
szukał. Ma obrożę więc nie jest chyba niczyj – powiedziała mama Kacperka i
Filipka.
- Dzisiaj musi zostać tutaj na placu, a
jak jutro nikt się po niego nie zgłosi to napiszemy ogłoszenie i rozwiesimy po
okolicy – dodała mama Julki.
- Marysiu pobiegnij do domu i poproś
mamę, żeby dała ten duży karton co stoi w garażu i ten zniszczony kocyk
Ksawerego, to zrobimy mu wygodne posłanie – powiedział tata.
Łatek chętnie wszedł do kartonu
wyłożonego kocykiem, smutno spojrzał na dzieci, podkulił ogonek i schował nosek
pod kocyk.
- Mądry ten piesek, zrozumiał, że nie
możemy go zabrać. Jutro rano przed szkołą przyniesiemy mu jeść – powiedziała
Amelka idąc już do domu.
Następnego dnia Kacperek niecierpliwie
czekał na zakończenie lekcji. Dzisiaj wychodził najwcześniej i postanowił
prosto ze szkoły iść na plac zabaw do Łatka, żeby mu nie było smutno. W pewnym
momencie odwrócił się do Matyldy, która siedziała za nim, bo chciał pożyczyć
linijkę i zobaczył, że koleżanka płacze. Po chwili pani podeszła do niej i
poprosiła, żeby Matylda została po lekcji. Po lekcjach szybko się ubrał i już
wyszedł ze szkoły, ale przypomniał sobie płaczącą Matyldę i postanowił na nią
poczekać. Mieszkała dwie ulice dalej i czasami razem wracali ze szkoły. Chciał
się od niej dowiedzieć co się stało, dlaczego płakała. Długo nie musiał czekać,
bo po chwili zobaczył jak Matylda razem
z panią wychodzi ze szkoły. Obie podeszły do ogrodzenia i pani pomogła
dziewczynce zawiesić jakąś kartkę na ogrodzeniu. Kacperek pomyślał, że to
jakieś ogłoszenie i szybko pobiegł zobaczyć co jest tam napisane. Na przypiętej
do ogrodzenia kartce było zdjęcie małego, czarnego pieska z białą łatką na
uchu, a pod zdjęciem było napisane: „Zginęła mała sunia. Wabi się Milka. Ma
zieloną obrożę. Jeśli ktoś ją widział
lub znalazł proszę o wiadomość. Bardzo za nią tęsknie. Matylda z IV e.”
Kacperek widział już co ma robić.
Dogonił zapłakaną Matyldę i zdyszanym głosem zapytał:
- Kiedy zginęła Milka i dlaczego?
Matylda otarła łzy i powiedziała:
- Przedwczoraj wieczorem wyszłam z nią
na spacer. Milka biegła obok mnie, w pewnej chwili nie wiadomo z której strony
przybiegło jakieś wielkie bezpańskie psisko i rzuciło się na nią. Krzyknęłam
uciekaj Milka i sama uciekłam do domu. Potem wyszłam z rodzicami szukać jej,
ale nigdzie Milki nie znaleźliśmy. Bardzo się boję, że jej już nie znajdę, a ona
była moim największym skarbem.
- Nie płacz już, chodź zaprowadzę cię
do niej. Jest cała i zdrowa.
Dziewczynka radośnie podskoczyła do góry,
złapała Kacperka za rękę i pobiegli na plac zabaw. Pod ławką w kartonie na
kocyku leżała Milka. Na widok swojej pani skakała radośnie i tuliła się bardzo
szczęśliwa. Po powrocie do domu dzieci zebrały się na placu, a Kacperek od razu
opowiedział im jak ich Łatek odzyskał swój dom. Przed wieczorem na plac
przyszła Matylda z Milką i rodzicami. Przyszli podziękować dzieciom za zajęcie
się ich ukochaną sunią i przynieśli całą furę słodyczy dla wszystkich dzieci.
Gdy już odchodzili Matylda powiedziała:
-
Za miesiąc Milka będzie miała dzieci. Jak już podrosną to będziecie mogli wziąć
sobie od niej szczeniaczka – i dodała - jeśli rodzice wam pozwolą.
Dzieci nie mogły się doczekać, kiedy
wreszcie będą te małe pieski. Codziennie w szkole na przerwach lub w szatni
zamęczały Matyldę tysiącami pytań. Po upływie miesiąca Matylda jeszcze przed
lekcjami powiedziała:
- Milka ma cztery szczeniaczki. Zaproszę
was dopiero wtedy gdy będą widziały na oczy, bo teraz są za małe i nie wolno
ich brać na ręce.
- Jak już tak długo czekaliśmy, to
możemy jeszcze trochę poczekać – zgodziły się dzieci.
Po upływie jeszcze trzech tygodni dzieci
poszły obejrzeć małe pieski i okazało się, że jeden piesek był cały brązowy z
białą łatką na uchu, drugi miał zielone
oczy, trzeci piesek miał różowy nosek, a czwarty niebieskie oczy. Rodzicom
dzieci pieski też bardzo się podobały i pozwoliły wziąć ich od Milki. Mama
Marysi powiedziała:
- Marysiu, chyba weźmiesz pieska tego z
zielonymi oczkami, bo nasze drzwi wejściowe do domu mają zielony kolor.
- A my weźmiemy tego brązowego z białą
łatką, bo nasze drzwi są brązowe – powiedział Kacperek do Filipka
- Mój będzie ten z różowym noskiem –
zawołała Amelka
- Dla mnie został ten z niebieskimi
oczkami, bo moje drzwi są niebieskie – oznajmiła Julka.
- Bałam się, że będziecie się kłócić o
pieski, ale bardzo fajnie rozwiązaliście tę sytuację – i dodała zadowolona – wiem, że będzie im u was dobrze.
S U P E R bajeczka ...ale jakby z życia wzięta. Uczy dzieci podejmowania mądrych decyzji.
OdpowiedzUsuń