Tosia skończyła już sześć lat i chwaliła
się wszystkim, że po wakacjach już nie będzie chodzić do przedszkola jak maluch
tylko pójdzie do szkoły. Choć to nie będzie jeszcze pierwsza klasa tylko
zerówka, ale w szkole a nie w przedszkolu. Te wakacje spędzała u babci Marysi
na wsi razem ze swoim starszym rodzeństwem: Krzysiem, Ludwisią i Zosią.
Gdy dzieci przyjechały na wieś babcia
popatrzyła się na Tosię i załamała ręce:
- Tosiu, jak ty wyglądasz? Mała,
chudziutka, a jak usiądziesz w szkolnej ławce to wcale nie będzie cię widać.
Chyba będę musiała cię dobrze karmić, żebyś dużo urosła przez te wakacje..
- Dobrze babciu, jak będziesz mi dogadzać
to na pewno urosnę – odpowiedziała wesoło Tosia.
Kiedy dzieci poszły bawić się babcia
zabrała się do gotowania smacznego obiadku. Bardzo starała się, żeby obiadek
smakował dzieciom. Nie wiedziała jednak, że najlepszym śniadaniem, obiadkiem i
kolacją dla Tosi są słodycze. Dziewczynka nie chciała jeść zupek, ziemniaczków,
kotlecików, warzywek, nawet frytek i kanapek. Najlepszym daniem dla niej były
czekoladki, batony, ciasteczka, cukierki i wszystkie inne słodycze. Babcia
bardzo się zmartwiła i zastanawiała się jak namówić Tosię do próbowania różnych
potraw, bo może wtedy zacznie jeść wszystko.
Następnego dnia babcia zabrała dziewczynki
do ogrodu:
- Nazbieramy dzisiaj malinek, bo na
podwieczorek będą racuszki z malinkami i bitą śmietaną.
Dziewczynki chętnie i szybko napełniły
cały koszyczek.
- Babciu zobacz, na krzaczkach zostało
jeszcze dużo malinek. Czy wszystkie zerwiemy dzisiaj? – dopytywała się Ludwisia
i Zosia.
- Nie. Dzisiaj już nam wystarczy tych,
które zerwałyście. Potem przygotuję słoiczki i jutro zerwiemy pozostałe
malinki. Pomożecie mi zrobić konfiturę. W zimie będzie przypominała świeże
owoce.
Tego dnia Tosia jak zwykle zjadła łyżkę
zupy i odsunęła talerz. Z drugiego dania spróbowała tylko pół ziemniaczka, a
kotlecika nawet nie skubnęła, czekała na deser, bo zawsze było coś słodkiego.
Jednak tym razem nie było deseru.
- Dzisiaj nie będzie deseru. Wcześniej
zrobię podwieczorek – powiedziała babcia i zabrała ze stołu puste talerze i
cały obiadek Tosi.
Tosia odeszła od stołu bardzo
niezadowolona. Dzisiaj była naprawdę głodna. Myślała, że jak zje deser to już
nie będzie chciało się jej jeść. Poszła do pokoju, troszkę poleżeć, bo wydawało
się jej, że nie ma siły, nawet nóżki były bardzo ciężkie i nie chciały biegać.
Po chwili mocno zasnęła. Jak długo spała nie wiedziała, a obudził ją krzyk
Krzysia, Ludwisi i Zosi, którzy głośno wołali do babci:
- Babciu, babciu przynieś jeszcze
racuszków, bo już wszystkie zjedliśmy!
Gdy usłyszała, że są już racuszki w
głodnym brzuszku głośno coś zaburczało. Szybko podniosła się i pobiegła do
kuchni. Na stole stał cały stos świeżo usmażonych racuchów. Babcia rozkładała
je na osobnych talerzykach. Potem na każdy położyła dużą porcję malinek i
wszystko przykryła bitą śmietaną.
- Nałożyć ci też racuszków? – zapytała
babcia Tosię.
- Tak. Proszę. Zjem ich całą furę –
odpowiedziała jeszcze zaspana dziewczynka.
Babcia ucieszyła się i pomyślała, że może
Tosia naprawdę zacznie więcej jeść. Szybko się jednak rozczarowała, bo Tosia z
każdego racuszka zjadała tylko bitą śmietanę i nie spróbowała ani jednej
malinki, ani jednego racuszka. Wieczorem na kolację babcia zrobiła pyszne
kolorowe kanapki. Krzysio, Ludwisia i Zosia szybko zjedli kolację i poszli
oglądać bajki na dobranoc. Na stole zostały tylko dwie maleńkie kanapki dla Tosi.
Niestety dziewczynka odsunęła daleko talerzyk i zapytała:
- Babciu, może masz coś słodkiego?
- Dzisiaj na podwieczorek były słodkie
racuchy i nie ma już więcej nic słodkiego. Musisz zjeść swoje kanapki –
odpowiedziała babcia.
- To może został, choć jeden racuch z bitą
śmietanką? – zapytała ponownie.
- Nie Tosiu. Twoje niezjedzone racuchy
zjadły kurki i bardzo im smakowały.
- To nie będę nic jadła – odpowiedziała
Tosia i poszła prosto do pokoju przebrać się w piżamkę.
Tej nocy Tosia bardzo źle spała. Budziła
się często, a w brzuszku coś bardzo głośno burczało. Obudziła się bardzo rano.
Jeszcze wszyscy spali. Na paluszkach pobiegła do kuchni. Babcia zawsze w
koszyczku na stole zostawiała dla dzieci ciasteczka lub cukierki, ale tym razem
koszyczek był pusty. Podeszła do okna i wyglądała. Naraz zobaczyła wielkiego
ptaka, który siedział na krzaku malinek i zjadał wszystkie po kolei. Założyła
buciki i pobiegła przepędzić ptaszysko. Zanim machnęła rączką ptaszek odleciał.
Już miała wracać do domu, gdy usłyszała cichutki głosik, który ją pytał:
- Dlaczego wypędziłaś tego ptaszka?
Tosia stanęła i ciekawie rozglądała się
dokoła. Po chwili zobaczyła na gałązce, na której siedział ptaszek maleńkiego
brodatego skrzata.
- Chciał zjeść malinki, a babcia będzie
dzisiaj robić z nich konfiturę.
- Ale przecież ty nie jesz owoców to
lepiej jak ptaszek je zjadł, bo za chwilę malinka spadła by na ziemię, a potem
zgniła i nikt z niej nie miał by pożytku.
- Kto ty jesteś i co tutaj robisz? –
zapytała nieśmiało Tosia.
- Nazywam się Ben. Takich jak ja jest tu nas
więcej. Jesteśmy duszkami owocowych krzewów i drzewek. Mamy dużo pracy. Staramy
się odsuwać wszystkie listki, żeby owoc w ciepłym słoneczku mógł szybciej
dojrzewać. Taki dojrzały w ciepłych promieniach słoneczka wyśmienicie smakuje.
Spróbuj, o tę – i skrzat wskazał najbardziej dojrzałą malinkę.
Tosia wstydziła się odmówić skrzatowi, by
nie zrobić mu przykrości. Zerwała prędko malinkę wzięła do buzi, zamknęła oczy
i pomyślała, że tą jedną to może jakoś przełknie. Ale co to. Malinka rozpuściła
się w ustach dziewczynki, była słodka i smakowała jak najlepszy cukierek.
- Czy mogę zjeść następną? – zapytała
nieśmiało.
- Tak. Ile tylko chcesz. Będę ci pokazywał.
Które są najsmaczniejsze.
Długo jeszcze dziewczynka stała przy
krzaku malinek i objadała się tymi najsmaczniejszymi, aż usłyszała głos babci,
która ją wołała na śniadanie.
- Dziękuję ci skrzaciku. Muszę już iść,
ale jutro też przyjdę.
- Tosiu poczekaj, muszę ci powiedzieć, że
nie tylko owoce doglądają skrzaty, ale i warzywa, dlatego twój braciszek i
siostrzyczki najlepiej lubią marchewki i rzodkiewki świeżo wyrwane z ziemi,
pomidorki i ogórki prosto z krzaczka. Mają dużo witamin i dodają siły i urody.
Obiecaj mi, że ty też spróbujesz tych surowych i ugotowanych, to jak jutro się znowu zobaczymy, powiesz mi
czy ci smakowały.
Prosto z ogródka Tosia wpadła do kuchni.
Babcia popatrzyła na nią i zapytała:
-
Kto ci tak ubrudził buzię i raczki?
- Ja sama. Jadłam malinki prosto z
krzaczka. Te najbardziej dojrzałe.
- Bardzo się cieszę. Teraz umyj buzię i
rączki i siadaj do śniadania.
Śniadanie zjadła bardzo szybko. Potem
pobiegła ubrać się. Tosia wiedziała, że po śniadaniu babcia idzie do ogródka po
warzywa na obiad. Spieszyła się, bo pójść z babcią. Chciała spróbować tych
świeżych warzyw, bo jutro musi powiedzieć o tym Benowi. Dogoniła babcię już w
ogródku i poprosiła:
- Babciu wyrwij dla mnie najładniejszą
marchewkę i rzodkiewkę. Muszę ich spróbować.
- Dobrze, ale co się stało, że zmieniłaś
zdanie?
- Muszę jutro opowiedzieć Benowi, jak
smakują świeże warzywa.
- A kto to jest Ben? – zapytała zdziwiona
babcia.
- To jest skrzat, który mieszka w
malinkach. To on pokazywał mi te najbardziej dojrzałe, najsmaczniejsze.
Zgodnie z umową Tosia spróbowała po trochu
wszystkich warzyw i owoców z babcinego ogródka. Potem widziała, jak babcia
obiera warzywa i gotuje z nich obiadek. Tym razem zjadła cały obiadek. Od tego
czasu już nie mówiła, że ona tego nie będzie jadła, bo wszystko bardzo jej
smakowało. Gdy skończyły się wakacje i rodzice przyjechali po dzieci nie mogli
uwierzyć, że Tosia tak dużo urosła i troszkę przytyła. Nie była już cienka i
mała jak patyczek.