sobota, 27 lipca 2013

24.Zaczarowane kredki

     Kacperek i Filipek mieli wielkie pudło różnokolorowych kredek. Gdy przyjeżdżała do nich Amelka ulubionym zajęciem całej trójki było rysowanie i malowanie. Kacperek malował swoje gormity, Filipek różne pojazdy a Amelka księżniczki.
     Tuż przed dniem mamy babcia została z dziecimi, bo rodzice musieli załatwiać swoje dorosłe sprawy.
     - W co będziecie się bawić? – zapytała zaciekawiona.
     - Będziemy rysować i malować naszymi kredkami – odpowiedział Filipek i pobiegł po kredki i kartki.
     - Jutro jest Dzień Matki to może narysujecie dla mamy laurki – zaproponowała babcia.
     - Później. Teraz każdy narysuje swój ulubiony rysunek – odpowiedział Kacperek, bo bardzo nie lubił, kiedy ktoś kazał rysować mu coś innego niż on chciał.
     - Później wróci mama. Myślałam, że może wykorzystacie nieobecność mamy i narysujecie coś dla niej – odpowiedziała babcia.
     Dzieci rozłożyły kartki i zaczęły rysować. Coś jednak działo się z kredkami. Kredki o potrzebnym kolorze dziwnie chowały się pod inne i trudno było je znaleźć, niektóre łamały się lub nie chciały malować.
     - Babciu, co się dzieje? Kredki nie chcą dzisiaj malować – wołała zdziwiona Amelka – Tak - Kacperek i Filipek też to potwierdzili.
     - Może kredki chcą żebyście najpierw namalowali laurki – śmiała się babcia.
     - Dobrze, już dobrze. Ale od czego mamy zacząć, aby kredki nie robiły nam psikusów – pytały dzieci.
     - Pewnie musicie zacząć od namalowania kwiatków, bo na każdej laurce muszą być kwiatuszki i napisane życzenia.
     - Ja narysuję księżniczkę z wielkim bukietem kwiatów, a Kacperek dopisze mi na laurce życzenia dla mamy, bo ja jeszcze nie potrafię pisać – powiedziała Amelka.
     - A ja narysuję wielką ciężarówkę z przyczepą pełną kwiatów. Kacperku jak napiszesz życzenia dla mamy to ja spróbuję przepisać – dodał Filipek.
     - Na mojej laurce będzie gormit z wielkim bukietem kwiatów – powiedział Kacperek.
     Tym razem kredki nie łamały się i nie chowały i prawie same układały się kolorami. Dzieci malowały starannie i nie spieszyły się. Chciały, aby laurki były najpiękniejsze z dotychczas namalowanych.
      Kacperek dopisał życzenia na laurce Amelki, a Filipek starannie przepisał je na swoją. Laurki były piękne.
     - Święto mamy jest jutro, więc musimy je dzisiaj schować – zaproponował Filipek.
     - Ja nie mogę, bo jutro do was nie przyjadę – zmartwiła się Amelka. Była cioteczną siostrzyczką chłopców i mieszkała w innej miejscowości.
     - Jak schowam laurkę to nie będę mogła dać jej mamie, bo zostanie u was.
     - Już wiem, co zrobimy. Wręczymy dzisiaj laurki – zaproponował Kacperek.
     – Może być, nie będę się głowił gdzie ją schować – dodał Filipek – mama zawsze potrafi znaleźć nawet te najlepiej schowane rzeczy.
     - Babciu, może zdążymy jeszcze nazbierać kwiatuszków? – spytała Amelka.
     Dzieci pobiegły na małą łączkę za ogrodzeniem i po chwili wróciły z bukiecikami polnych kwiatuszków. I właśnie w tej chwili wrócili rodzice.
     - Mamusiu już dziś składamy ci życzenia, bo nie wiemy gdzie schować laurki  i do jutra kwiatuszki by zwiędły – powiedział Kacperek i chłopcy złożyli życzenia mamie. Tata dołączył się do chłopców tylko, że zamiast laurki wręczył mamie pyszne czekoladki. Amelka też dała mamie swoją laurkę. Obie mamy były bardzo wzruszone.
     - Piękne te wasze laurki.
     Podczas obiadu mama zapytała:
     - Za parę dni jest Dzień Dziecka czy możemy wam też wręczyć laurki.
     - Nie, nie. My wolimy zabawki i chcemy wziąć udział w imprezie zorganizowanej z okazji Dnia Dziecka na placu zabaw – wołali wszyscy troje.
     - Dobrze no to już wszystko ustalone. A teraz jedziemy na dobre lody.

piątek, 19 lipca 2013

23. Pirat i sroka

     Kacperek i Filipek mieli dużego pieska, na którego wołali Pirat. Po powrocie ze szkoły Kacperek chodził z Piratem na długie spacery, a gdy z przedszkola wrócił Filipek chłopcy razem bawili się z pupilem. Uczyli Pirata różnych sztuczek i bardzo cieszyli się, gdy wykonywał coraz więcej nowych rzeczy. Obaj chłopcy trenowali grę w piłkę nożną i po powrocie z treningu uczyli grać w piłkę Pirata. Okazało się, że ta gra stała się jego ulubioną zabawą. Niestety nie mogli w nią często się bawić, bo każda kończyła się pogryzieniem piłki. Kilka z nich leżało popsutych w garażu. W końcu zdenerwowany tata powiedział:
     - Dość tej zabawy. Więcej nie kupię już żadnej piłki.
     Mamie podobała się gra Pirata z chłopcami, więc wpadła na pomysł i kupiła wielką piłkę szmacianą. Po powrocie ze sklepu rzuciła Piratowi piłkę, którą złapał i nie chciał oddać.
     - Tej piłki nie przebije zębami, może się tyko popruć.
     Chłopcy ganiali Pirata, ale ta gra już nie była taka fajna jak z prawdziwą piłką. Tata popatrzył na nieudaną grę i następnego dnia na pocieszenie przywiózł Piratowi ogromną kość.
     - Masz swój przysmak, będziesz gryzł go zamiast piłki.
     Od tego czasu oprócz zabawy z chłopcami gryzienie kości było ulubionym zajęciem Pirata. Kość zawsze leżała przed domem na środku trawnika. Kilka razy tata próbował schować ją do budy Pirata albo do garażu, ale to się nie udało, bo piesek natychmiast swoją kość zanosił z powrotem na trawnik.
     - Dlaczego Pirat nie pozwala schować swojego przysmaku? – pytał Kacperek mamę i tatę. Niestety rodzice też nie wiedzieli.
     - Może kiedyś uda się nam odkryć tajemnicę Pirata – śmiała się mama.
     Okazało się, że na tę okazję nie musieli długo czekać. Następnego dnia była sobota i wszyscy zostali w domu. Kacperek zaraz po przebudzeniu poszedł do kuchni, żeby napić się. Pijąc pyszny sok wyglądał przez okno, chciał zobaczyć gdzie może być Pirat. Najpierw zobaczył go na trawniku przy swojej kości, a po chwili piękna sroka usiadła na bramie i wesoła zaskrzeczała. Widziała to mama, która po cichutku weszła do kuchni i wyglądała zza pleców Kacperka.
     - Chyba ta sroka wita się z Piratem, bo gdy ją usłyszał to zamerdał wesoło ogonem – szepnęła.
     - Patrz mamo, on zostawia kość i kładzie się obok swojej budy.
     Gdy tylko Pirat odszedł od kości sroka sfrunęła na trawnik i wolniutko podeszła do kości. Po chwili wydziobywała pozostałości ze środka kości. Pirat leżał i spokojnie czekał, aż sroka zaspokoi swój apetyt i zostawi jego kość.
     - O jejku! Ona wszystko mu wydziobie – martwił się Filipek, który także przyszedł do kuchni obserwować Pirata i srokę.
     Sroka zauważyła poruszającą się firankę. Przestraszyła się. Odwróciła swój dziobek do Pirata, zaskrzeczała i szybko odfrunęła.
     - Jutro jest niedziela. Musimy sprawdzić czy będzie tak samo jak dzisiaj – powiedział tata, który widział tylko sroki ogon, gdy odfruwała.
     Na drugi dzień powtórzyło się to samo. Tym razem wszyscy byli ostrożniejsi i sroka najadła się do syta. Tata już więcej nie próbował chować kości Pirata. Upłynął tydzień i znowu była sobota. Wszyscy chcieli sprawdzić czy sroka jeszcze odwiedza Pirata. Tata kupił nową kość, która leżała także na trawniku przed domem obok resztek starej kości. Rano z zapartym tchem czekali na srokę.
     - O jest już. Siedzi na ogrodzeniu. Zaraz przyfrunie do kości – szepnął Filipek.
     Tym razem sroka nie zaskrzeczała i od razu podfrunęła do kości. Nagle zobaczył ją Pirat i głośno szczekając rzucił się na srokę.
     - O rany, ledwo zdążyła uciec. Czy Pirat nie przyjaźni się już z nią? – zapytał smutny Kacperek.
     - Nie smuć się. Zobacz dopiero teraz przyfrunęła nasza sroka, usiadła na bramie – powiedziała mama.
     Sroka wesoła zaskrzeczała. Pirat pomachał jej ogonem i odszedł dalej.
     - Skąd Pirat wiedział, że to nie ta sama sroka, przecież ona była identyczna, taka sama jak ta – zastanawiali się chłopcy.
        - Nasza sroka zachowuje się inaczej i tamta inaczej. Pirat zauważył to i od razu wiedział, że to inne ptaszysko – śmiał się tata.

sobota, 13 lipca 2013

22. Atak mrówek

     Kiedy Kacperek skończył cztery latka tata powiedział:
     - Przepowiadają piękne i upalne lato. W tym roku w wakacje pojedziemy nad morze. Lubisz się kąpać to pewnie ci się tam spodoba.
     Kacperek nie mógł się doczekać wyjazdu i codziennie pytał:
     - Ile dni zostało do wyjazdu, bo chciałbym być już na morzem. Jest przecież gorąco. To na pewno jest lato.
     - Już za tydzień będziemy nad morzem. Ja też jadę z wami. Będziemy razem kąpać się i budować zamki z piasku na plaży – odpowiedziała babcia.
     Trzy dni później mama wróciła z pracy i powiedziała:
     - Od jutra mam urlop, a ty Kacperku już możesz pakować swoje zabawki. Dam ci dużą torbę.
     Chłopiec złapał torbę i wkładał do niej wszystkie zabawki po kolei. Po chwili przyszedł do mamy i mówi:
     - Ja muszę mieć większą torbę, albo jeszcze jedną, bo wszystko mi się nie zmieściło.
     Mama zajrzała do torby i zaczęła się śmiać:
     - Oj, Kacperku chyba chcesz zabrać wszystkie zabawki. My się nie przeprowadzamy, wyjeżdżamy tylko na cztery tygodnie. Widzę, że będę musiała pomóc ci spakować się.
     Wysypali wszystko z torby i włożyli tylko te zabawki, które Kacperek lubił najbardziej. Nie zapomniał także o Filipku i wziął jego ulubione rzeczy.
     Nad morzem zamieszkali w małym domku niedaleko plaży. Obok domku stała huśtawka i była piaskownica. Podwórko było ogrodzone i chłopcy nie mogli sami wychodzić na drogę. Po drugiej stronie drogi rozciągał się niewielki lasek. Kacperek zauważył, że w piaskownicy i na podwórku jest bardzo dużo małych mrówek. Czasami wchodziły nawet do domu. Okazało się, że na skraju lasku było mrowisko i właśnie z niego mrówki rozchodziły się.
     - Po co one tak wszędzie łażą? – denerwował się Kacperek.
     - Przyjrzyj się im. Zobacz one chodzą swoimi ścieżkami, idą tam gdzie znajdą jakieś przysmaki i zanoszą je do mrowiska. Robią zapasy – tłumaczyła babcia.
     - A co jest ich przysmakiem? – dopytywał się chłopiec.
     Z wielką uwagą obserwował je i co jakiś czas wykrzykiwał:
     - Zobaczcie ta mrówka niesie kawałek liścia, a ta druga zabrała okruszek z mojej bułki. One bez przerwy coś noszą.
     Babcia wyniosła trochę cukru i rozsypała go na ich ścieżce. Natychmiast zbiegły się prawie wszystkie i zabrały kryształki cukru do mrowiska.
     - Wiesz, jak chodziłam do szkoły to z koleżankami wybrałam się do lasu. Na mrowisku położyłyśmy nieżywą rybę. Jak wróciłyśmy po dwóch dniach to na mrowisku leżały tylko same ości, bo mrówki zjadły mięso z ryby.
     - Babci, po co to zrobiłyście?- zapytał.
     - Chciałyśmy dostać dobrą ocenę z biologii, bo to właśnie pani nam o tym powiedziała.
     - No i co, dostałyście?
     - Tak, ale pani nie pozwoliła więcej tego robić, bo przez nieuwagę mogłybyśmy uszkodzić mrowisko, czyli domek mrówek.
     Kacperek gdy usłyszał to od babci to też chciał zrobić to samo. Mama wyjaśniła, że dzisiaj nie położą ryby, bo już jest późno i nie ma jej gdzie kupić.
    - Zrobimy to innym razem – dodała i zawołała wszystkich na kolację.
     Przez kilka następnych dni było bardzo ciepło. Kacperek z Filipkiem bawili się na plaży i do domu wracali dopiero wieczorem, tuż przed kolacją. Chłopiec zapomniał o mrówkach. pewnego dnia rano Kacperek wybiegł z domu z kanapką w ręku:
     - Mamo dokończę kanapkę na huśtawce, bo wieczorem nie będę miał czasu pobawić się.
     Położył kanapkę na barierce przy tarasie i zajął się zabawą. Dopiero jak wszyscy wyszli z domu przypomniał sobie o kanapce. Wpadł na taras i wziął ją do ręki. Otworzył buzię i już miał ugryźć duży kawałek, gdy coś zaczęło biegać mu po ręku. Odsunął kanapkę od ust i zobaczył, że zjadają ją mrówki. Było ich całe mnóstwo.
     - Dobrze, że nie ugryzłem tej kanapki – głośno krzyknął i z żalem rzucił ją na ziemię. Ze złością wypędzał z niej mrówki i deptał je.
     - Kacperku, to nie ich wina. Zostawiłeś ją na ich ścieżce i chciały ją zjeść, a mrówek nie zabijaj, bo jeszcze ciebie pogryzą – tłumaczyła babcia.
     Tego dnia pogoda się trochę zepsuła i wcześniej wrócili z plaży. Chłopcy nie chcieli siedzieć w domu i mama dała im piłkę:
     - Zagrajcie w piłkę, a ja przygotuję kolację.
     Kacperek kopał piłkę prosto w bramę i wołał
     - Filip strzeliłem bramkę. Teraz ty strzelaj – strzał braciszka był słaby, więc Kacperek dodał – pokażę ci jak trzeba strzelać.
     Mocno wystrzelona piłka przeleciała nad bramą, potoczyła się dalej aż za drogę i zatrzymała się na mrowisku.
     - Zaraz ją przyniosę – zawołał i szybko pobiegł po piłkę nie pytając się nikogo, czy może iść.
     Wszedł na mrowisko, pochyli się i zobaczył, że mrówki są na piłce i wchodzą na jego buty i dalej pod spodenki coraz wyżej na nogi i jest ich tak dużo, że nie nadąża ich zrzucać z nóżek. Rozpłakał się i krzyczy:
     - Mamo na pomoc, bo zaraz zjedzą mnie mrówki i zostanie ze mnie sam szkielet.
     Mama natychmiast podbiegła i wzięła Kaperka na ręce. Przyniosła do domu. Szybko rozebrała go z ubranka, w którym było jeszcze dużo mrówek i posmarowała kroplami ukąszone miejsca.
     - Mrówki chciały cię zjeść, bo stanąłeś na mrowisku. Tak się nie robi. Następnym razem zawołaj mnie albo tatę to ci sięgniemy piłkę.
     - Jak byś został dłużej na mrowisku to mrówki miałyby wspaniałą ucztę – śmiała się babcia.
     - Babciu nie śmiej się ze mnie. Bolą i swędzą mnie ukąszone miejsca.
     Od tego czasu chłopcy uważali, żeby nie zostawiać jedzenia na podwórku i nie rzucać papierków po słodyczach, bo przy ich sprzątaniu mrówki wchodziły na ręce i pod ubranko.


piątek, 5 lipca 2013

21.Wesołe motylki

     W przedszkolu Amelka miała dwie przyjaciółki, Julkę i Zuzię. Zawsze siadały obok siebie i razem bawiły się. Bez przerwy sobie coś opowiadały. Nawet wymieniały się rysunkami. Czasami przynosiły swoje lalki i wtedy zapraszały do zabawy inne koleżanki. Chciały, aby wszystkie dziewczynki podziwiały ich piękne lalki.
     Pewnego dnia umówiły się, że jutro przyniosą do przedszkola swoje czarodziejskie różdżki i będą bawić się w dobre wróżki. Następnego dnia Julka i Zuzia zapomniały przynieść swoich różdżek. Amelka widząc smutną minę Julki i Zuzi powiedziała:
     - Nie martwcie się. Będę wam pożyczać mojej i też będzie fajnie.
     Bawiły się świetnie. Julka zauważyła, że jak Amelka czaruje to różdżka spełnia jej polecenia i zawołała:
     - Amelko, zaczaruj klocki. Każ im się ułożyć.
     Dziewczynka machnęła różdżką w stronę porozrzucanych klocków i klocki natychmiast poukładały się równiutko na półce. To podobało się bardzo dzieciom. Mały Antoś podbiegł i rozrzucił klocki.
     - Julka teraz ty zaczaruj klocki a potem Zuzia.
     Amelka podała różdżkę przyjaciółce, ale na jej polecenia klocki ani drgnęły. Julka podała ją Zuzi i powiedziała:
     - To nie moja różdżka, dlatego nie słucha mnie i nie wykonuje moich poleceń. Spróbuj teraz ty.
     Jednak różdżka też nie wykonała polecenia Zuzi.
     - Koniec zabawy. Siadajcie do obiadu. Potem wyjdziemy na plac zabaw i tam się pobawimy – powiedziała pani wychowawczyni.
     Tego dnia była piękna pogoda i po obiedzie pani zabrała dzieci na plac zabaw, który był przy przedszkolu. Dziewczynki ustaliły, że duża zjeżdżalnia będzie wielkim zamkiem, w którym mieszkają wróżki. Mały Antoś przypomniał sobie, że Amelka może swoją różdżką czarować, więc zwrócił się do niej:
     - Pokaż, co jeszcze ten twój czarodziejski patyk potrafi robić.
     Amelka trochę się oburzyła na to, że jej różdżka została nazwana patykiem, ale na prośbę innych dzieci, ustąpiła. Zeszła z wysokiej zjeżdżalni, niby z zamku i stanęła przy grządce, na której kwitło mnóstwo różnokolorowych kwiatów, a nad nimi fruwały motylki. Chwilę myślała, co by jeszcze pokazać dzieciom. Po chwili wyciągnęła rączkę z różdżką w stronę fruwających motylków i zawołała:
     - Czary mary, abrakadabra, motylki proszę pofruńcie nad głowy moich przyjaciółek i zróbcie wianuszki nad ich głowami.
     Dzieci z zapartym tchem czekały na efekty czarowania i po chwili z wielkim zdumieniem zobaczyły, że motylki fruwając zataczały różne kółka, raz małe, potem większe, aż wreszcie podzieliły się na cztery części i pofrunęły nad głowę Julki, Zuzi, Amelki i pani. Nad każdą wybraną główką motylki fruwały w kółeczku tworząc jakby wianuszek, zawieszony w powietrzu. Po chwili Amelka machnęła różdżką i zawołała:
    - Dziękuję wam wesołe motylki, możecie już wrócić do swoich kwiatuszków.
      Motylki chyba zrozumiały polecenie Amelki, bo powróciły do kwiatków na grządce, a część z nich pofrunęła dalej. Dzieci prosiły, aby Amelka jeszcze czarowała, ale właśnie w tej chwili przyszła po nią mama. Pani podziękowała Amelce za fantastyczną zabawę i zapytała:
     - Przyniesiesz jeszcze kiedyś tą swoją czarodziejską różdżkę?
     - Na pewno przyniosę i może Julka i Zuzia też przyniosą swoje.
     - Przyniesiemy, teraz już nie zapomnimy – zapewniły dziewczynki.
     Pani zaczęła się śmiać i zawołała;
     - We trzy będziecie miały dużą moc i pewnie wszystkich rozstawicie po kątach.
      Na drugi dzień rozpoczęły się wakacje i dopiero po wakacjach przyjaciółki spotkały się w przedszkolu. Tak się jakoś dziwnie składało, że zawsze którąś z dziewczynek zapominała wziąć swojej różdżki i z czarowania nic nie wychodziło.