piątek, 28 czerwca 2013

20. Magiczne pióro

     Kacperek obserwował Filipka i trochę mu zazdrościł, że braciszek o niczym już nie zapomina. Jego ubranka, zabawki i książeczki leżały poukładane na swoim miejscu. Jemu, Kacperkowi czasami zdarzało się czegoś szukać, ale to nie było często i można było z tym wytrzymać. Martwiła go inna rzecz, a mianowicie to, że brzydko pisał. W szkole uczył się bardzo dobrze. Jednak pani często przypominała:
     - Kacper naucz się ładnie pisać, bo jak nie to będę musiała ci obniżać ocenę za brzydkie pismo.
     - Staram się, ale jakoś mi to nie wychodzi – odpowiadał.
     - Pewnie za mało ćwiczysz.
     Chłopiec chodził zmartwiony, bo chociaż lekcje miał odrobione bał się, że pani znowu nie podoba się jego pisanie. Mama bardzo często sprawdzała zeszyty i upominała go:
     - Piszesz jak kura pazurem. Wcale nie można przeczytać tego co napisałeś. Musisz to poprawić.
     Pewnego dnia Kacperek wpadł na pomysł, zapyta babcię jak rozwiązać problem. Babcia zawsze na jego kłopoty znajdowała radę i kiedy przyjechała zapytał:
     - Babciu, czy można znaleźć jakiś sposób, by nauczyć się ładnie pisać?
     - Jest kilka sposobów, by ładnie pisać, ale najlepszy to dużo pisać w zeszycie w trzy linie i starać się, aby literki nie wychodziły za linie – odpowiedziała.
     - Ja nie mam czasu na dodatkowe ćwiczenia z pisania. Chodzę przecież na treningi piłki nożnej, na dodatkowy angielski i jak zacznę ćwiczyć pisanie to nie będę miał czasu na zabawę. Musisz znaleźć inny sposób – prosił babcię.
     - Dobrze. Dzisiaj jest już późno, idziesz zaraz spać, ale jak jutro wrócisz ze szkoły to jakoś sobie z tym poradzimy – pocieszyła go babcia na dobranoc.
     Na drugi dzień po powrocie ze szkoły babcia powiedziała do chłopców:
     - Weźcie Pirata na smycz. Pójdziemy z nim nad rzeczkę. Poszukamy piórka, które może ci pomóc Kacperku.
     - Czy to będzie magiczne piórko? – zapytał ciekawy Filip i dodał – tak jak moja piłeczka.
     - Nie wiem. Zobaczymy – odpowiedziała babcia.
     Nad rzeczką Kacperek odpiął Piratowi smycz. Piesek rozpoczął harce. Gonił chłopców, uciekał, robił fikołki i skakał wysoko. Kiedy chłopcy udawali, że nie zwracają na niego uwagi podbiegał do nich, delikatnie potrącał i szybko uciekał.
     - Jak mam znaleźć to piórko, kiedy Pirat mi bez przerwy przeszkadza?
- skarżył się Kacperek. Pirat jak to usłyszał to przestał chłopcom przeszkadzać.
     - On chyba zrozumiał, co mówiliśmy – wołał Filipek.
     Pirat położył się w wysokiej trawie i obserwował chłopców. Mimo dokładnego przeszukania całej łączki po obu stronach rzeczki chłopcy nie znaleźli nawet maleńkiego piórka. Zrobiło się późno i trzeba było wracać do domu.
     - Musimy poszukać innym razem – pocieszał Filipek braciszka.
     Kacperek podniósł smycz i chciał przypiąć Piratowi. Ten jednak uciekł mu. Kiedy chłopiec go dogonił Pirat znowu uciekł i zatrzymał się obok niewielkiego krzaczka.
     - Choć, już wracamy do domu – wołał do pieska. Pirat jednak stał i wesoło merdał ogonem. Tym razem jednak nie uciekał. Kiedy Kacperek podszedł do Pirata zobaczył obok jego łapy wielkie pióro. Zadowolony podniósł go szybko i podbiegł do babci:
     - Znalazłem. Zabieram go do domu – i dodał – ciekawe jaki ptak go zgubił.
     - Takie duże. Na pewno to pióro zgubił łabędź albo gęś. Właśnie takimi piórami bardzo dawno temu wszyscy pisali – odpowiedziała babcia.
     Po kolacji Kacperek musiał odrobić lekcję. Rozłożył zeszyty, a znalezione pióro położył obok piórnika i zaczął pisać. Gdy przed rozpoczęciem pisania spojrzał na pióro wydawało mu się, że mieni się wszystkimi kolorami tęczy a wszystkie pisane literki i cyferki pisał staranie i bardzo dokładnie bez poprawy. Mama spojrzała na odrobioną lekcję i zdziwiona zapytała:
     - Od razu tak ładnie napisałeś? Nie widzę poprawek ani miejsca ścieranego gumką. Czyżbyś się nauczył ładnie pisać?
     - To pióro, które znalazłem pomaga mi pisać od razu ładnie bez poprawek. Czy mogę go wziąć jutro do szkoły?
     - Tak. Tylko się nim nie baw na lekcji, bo pani ci go zabierze.
     Następnego dnia w szkole Kacperek wyjął pióro z plecaka dopiero jak rozpoczęła  się lekcja. Położył go obok książek i zaczął pisać wierszyk, który dyktowała pani. Wszyscy siedzieli bardzo zajęci i nie zauważyli, że pani chodzi między ławkami i zerka do zeszytów uczniów. Czasami zatrzymała się przy którymś z uczniów i kazała poprawić jakiś błąd, ale gdy doszła do ławki Kacperka z podziwu prawie zaniemówiła i przestała dyktować tekst. Dopiero po chwili odezwała się:
     - Kacper jak ty ładnie to napisałeś i nie zrobiłeś żadnego błędu. Za takie piękne pismo stawiam ci dzisiaj szóstkę.
     Po lekcji koleżanki i koledzy podeszli do ławki Kacperka, bo chcieli zobaczyć jak napisał. Nagle Patryk zauważył pióro, którego Kacperek nie zdążył schować.  Kolega z uśmiechem wykrzyknął:
     - To tym piórem tak ładnie napisałeś?
     Pani zaciekawiona okrzykiem Patryka podeszła do nich i wzięła pióro do ręki. Obejrzała go dokładnie i wyjaśniła:
     - Bardzo dawno temu pierwsi poeci, pisarze i kronikarze pisali tylko takim piórami, bo nic innego nie było do pisania – i oddała Kacperkowi pióro.
     Koledzy chcieli pożyczyć od niego tego pióra, żeby nauczyć się ładnie pisać, ale Kacperek nie dał go nikomu tylko powiedział:
     - Babcia mi mówiła, że pomoże tylko pióro własnoręcznie znalezione, bo pożyczone komuś innemu straci swoją magiczną moc. Musisz, więc sam poszukać swojego pióra.

piątek, 21 czerwca 2013

19. Kłopoty Filipka

     Filipek miał pięć lat. Był wesołym i dość grzecznym chłopcem. W przedszkolu koledzy bardzo go lubili i każdy chciał się z nim bawić. Natomiast w domu działo się coś dziwnego. Filipek bez przerwy czegoś szukał. Ginęły mu różne rzeczy. Czasami któryś but, a to czapka albo szalik, jakaś zabawka, kredki, ołówki a także inne części ubrania. Przychodził wtedy do mamy i pytał:
     - Mamo, a gdzie moje spodnie od piżamki?
     - A gdzie ich zostawiłeś?
     - Nie wiem. Zawieruszyły się i już.
     - To szukaj tam, gdzie się ubierałeś – odpowiadała mama.
     Czasami odnajdywał rzecz, którą szukał, ale najczęściej przychodził do mamy albo do taty i prosił:
     - Nie mogę nic znaleźć. Pomóżcie mi szukać.
     - Dobrze, ale to już ostatni raz – odpowiadała mama i pomagała szukać.
     Pewnego dnia chłopców odwiedziła babcia. Bardzo lubili ten dzień, bo babcia przywoziła zawsze jakieś smakołyki, bawiła się z nimi, a także słuchała z wielką uwagą o wszystkim, co jej opowiadali chłopcy, a jak trzeba było to udzielała jakiejś dobrej rady. Wtedy Filipek postanowił poradzić się babci i zadał jej pytanie:
     - Babciu, dlaczego w naszym domu bez przerwy tylko mnie giną jakieś rzeczy?
     - A czy mama albo tata mówili ci, że wszystko w domu ma swoje miejsce i po zabawie trzeba odkładać wszystko na miejsce? – zapytała babcia po namyśle.
     - Tak mówili, ale mnie giną różne rzeczy np. buty albo ubranie – odpowiedział zmartwiony.
     - Wiesz co, jest na to bardzo prosta rada – odrzekła babcia i wyjęła ze swojej wielkiej torby małą piłeczkę. Podała ją Filipkowi.
     - Schowaj ją do kieszeni u spodenek. To jest magiczna piłeczka i na pewno ci pomoże.
     Wieczorem babcia pojechała. Filipek czekał bardzo ciekawy jak ta piłeczka może mu pomóc. Tego wieczora jednak nic się nie działo. Następnego dnia rano jak chłopiec ubierał się zostawił spodenki od piżamki w łazience. Kiedy z niej wychodził usłyszał przeraźliwy pisk. To piłeczka piszczała w kieszeni. Filipek odwrócił się i zobaczył, że spodenki leżą na podłodze. Od razu przypomniał sobie, co mama mówiła:
     - Każdą rzecz musisz odkładać na miejsce, wtedy nie będziesz musiał szukać.
     Wrócił się, podniósł spodenki i zaniósł na łóżeczko i o dziwo piłeczka przestała piszczeć. Po powrocie z przedszkola bardzo mu się spieszyło, bo chciał obejrzeć bajkę i w pośpiechu rozrzucił ubranie. Nie zdążył jednak nawet wejść do pokoju, gdy piłeczka znowu zaczęła przeraźliwie piszczeć.
     - Co to za hałas? Tego nie da się słuchać. Co tu się dzieje? – zapytał zdenerwowany tata.
     - Nic. Muszę pozbierać porozrzucane ubrania – odpowiedział Filipek i zaczął układać ubrania, z których się rozebrał. Gdy powiesił kurtkę, położył czapkę i szalik na półkę a buciki postawił równiutko pod wieszakiem piłeczka przestała piszczeć.
     - Chyba pierwszy raz twoje ubranko tak ładnie ułożyłeś – śmiała się mama.
     Tego dnia piłeczka piszczała jeszcze kilka razy, bo zapomniał odłożyć na miejsce zabawek, którymi się bawił, potem kredek i książeczki, a po kolacji nie odniósł talerzyka do kuchni.
     - Mamo ta piłeczka przypomina mi o tym co zapominam robić. Muszę ją oddać babci to takie uciążliwe – i dodał - Kiedy babcia przyjedzie?
     - Babcia przyjedzie dopiero za dwa tygodnie. Wytłumacz mi, dlaczego mówisz, że to odkładanie na miejsce rzeczy, którymi się bawisz jest tak bardzo uciążliwe, przecież jak ich bez przerwy nie szukasz to masz więcej czasu na zabawę.
     Filipek zamyślił się i dopiero po dłuższej chwili powiedział:
     - Chyba masz mamo rację, i przy okazji nie muszę także bez przerwy sprzątać porozrzucanych zabawek, bo jest porządek.
     Po upływie tygodnia piłeczka piszczała coraz rzadziej, a kiedy babcia ponownie odwiedziła chłopców Filipek powiedział:
     - Babciu, dziękuję ci za tę piłeczkę. Bardzo mi pomogła. Czy mogę ją sobie zostawić?
     - Tata mi mówił, że już nie szukasz bez przerwy zgubionych rzeczy. Wszystko jest na swoim miejscu to chyba już niepotrzebna jest piłeczka.

     - Niech lepiej zostanie u mnie, bo gdybym kiedyś o czymś zapomniał to mi przypomni – odpowiedział chłopiec.
 

piątek, 14 czerwca 2013

18. Perypetie lalki Weroniki

     Mała Amelka miała bardzo dużo zabawek. Najbardziej jednak lubiła bawić się lalkami. Jej lalki miały prawie wszystko: wózeczek, łóżeczka, ubranka i wiele, wiele innych rzeczy. Każda lalka miała inaczej na imię. Agatka umiała chodzić i śpiewać ładną, wesołą piosenkę. Basia była małym bobasem. Płakała, śmiała się, wołała mama i tata i robiła siusiu na nocniczek. Lalka Zosia była pięknie ubrana jak z bajki „Kopciuszek”, a Śnieżka jak z bajki o „Królewnie Śnieżce”. Mniejsze laleczki: Kasia, Zuzia i Rózia były córeczkami większych lalek.
     Najbardziej jednak Amelka kochała niewielką lalkę Weronikę. Laleczka ta uszyta była z kolorowego materiału. Oczki miała z pięknych jak perełki guziczków, a długie warkocze ze złotej włóczki. Wypchana była jakimś miękkim materiałem, by Amelka mogła ją przytulać. Czasami wydawało się jej, że to Weronika sama przytula się do niej. Nigdy się z nią nie rozstawała. Nawet jak gdzieś jechała to zabierała ją ze sobą i mówiła do mamy:
     - Weronika musi jechać z nami, bo bez niej nie mogłabym zasnąć.
     Kiedy Amelka skończyła trzy latka rodzice zapisali ją do przedszkola. Nowe koleżanki bawiły się tylko lalkami barbie. Przynosiły je do przedszkola, przebierały je i pokazywały, co można z nimi robić. Gdy Amelka przyniosła swoją Weronikę koleżanki śmiały się z niej, że nie ma jeszcze swojej lalki barbie i bawi się szmacianką. Z płaczem wróciła do domu. Weronikę rzuciła w ciemny kąt i powiedziała:
     - Nigdy już nie będę bawiła się Weroniką. Chcę mieć swoją lalkę barbi i jej chłopaka kena. Weronikę możesz mamo wyrzucić.
     - Może ją jednak zostawimy. Posadź ja w kąciku na półce. Jak dostaniesz barbi to zapoznasz je z nią.
     Weronika siedziała w kąciku na półce, ale kiedy Amelka nie mogła zasnąć mama podsuwała jej pod rączkę tą niechcianą szmaciankę i dziewczynka zasypiała.
     W święta Amelka dostała od św. Mikołaja dwie piękne lalki barbie. Teraz już nie wstydziła się zabierać swoich lalek do przedszkola. W swoje urodziny także dostała dwie lalki barbi. Była szczęśliwa, koleżanki już nie śmiały się z niej i chętnie bawiły się z nią.
     Rok szkolny szybko minął. Amelka z rodzicami szykowała się do wyjazdu nad morze. Mama dała jej dużą torbę i powiedziała:
     - Do tej torby spakuj swoje zabawki. Tylko nie zapomnij o lalkach. Czy Weronikę też bierzesz ze sobą?
     - Nie. Ja się już nią nie bawię. Niech zostanie w domu.
     Amelka spojrzała na półkę i wydawało się jej, że Weronika płacze. Szybko wyszła z pokoju, bo bała się, że się rozmyśli i zabierze ją ze sobą.
     Nad morzem było bardzo ładnie. Domek, w którym zamieszkała z rodzicami stał blisko plaży. Dziewczynka całymi dniami bawiła się na plaży i pluskała w wodzie. Pewnego razu mama powiedziała:
     - Amelko jutro popływamy statkiem po morzu. Tata już kupił bilety.
     - Czy będę mogła zabrać ze sobą lalki? – zapytała.
     - Wystarczy, że zabierzesz jedną – zgodziła się mama.
     Następnego dnia rano Amelka wzięła jeszcze nie rozpakowaną torbę z zabawkami, by wybrać lalkę. Wyjęła je wszystkie z torby i ułożyła na łóżku. Brakowało jednej. Pomyślała, że zostawiła ją w torbie i zajrzała do rozpakowanej torby. Na jej dnie zobaczyła zamiast brakującej barbi szmacianą Weronikę. Pobiegła do mamy i zapytała:
     - Mamo jak to się stało? Nie wkładałam do torby Weroniki tylko same barbi, a znalazłam ją w torbie zamiast tej ładnej, którą bardzo lubię.
     - Pewnie sama weszła do torby – śmiała się mama i dodała – zabierz ją na wycieczkę, gdyby wpadła do wody to nie będzie ci żal i tak chciałaś ją wyrzucić.
     Wycieczka była wspaniała. Pływanie po morzu bardzo się podobało Amelce. Wyjęła Weronikę i posadziła ją na burcie, żeby i ona zobaczyła morze. W pewnym momencie powiał silny wiatr. Zakołysał statkiem. Amelka nie zdążyła złapać Weroniki i lalka wpadła do wody.
     - Mamo, Weronika tonie. Ja chce mieć ją z powrotem – krzyczała Amelka.
     Mama mocno ją przytuliła:
     - Nie płacz. Poszukamy w sklepie drugiej takiej samej laleczki – pocieszała.
     - Ja nie chcę drugiej. Ja chce mieć z powrotem moją kochaną Weronikę.
     Zrozpaczonej dziewczynce pływanie szybko się znudziło. Chciała już wrócić do domku. Na szczęście wycieczka dobiegła końca i statek dobił do brzegu. Kiedy Amelka z rodzicami zeszła ze statku podszedł do nich kapitan. Wyciągnął rękę do dziewczynki i oddał jej jeszcze mokrą Weronikę.
     - Mój marynarz zauważył jak wpadła ta laleczka do wody i uratował ją, a jak usłyszał twój płacz to się domyślił, że ona jest chyba twoja.
     - Dziękuję, dziękuję bardzo i proszę podziękować panu marynarzowi – poprosiła Amelka i nie zważając na to, że z Weroniki kapie woda, tuliła odzyskaną laleczkę.
       Od tego czasu Weronika już nigdy nie siedziała samotnie na półce. W dzień leżała na łóżeczku Amelki i czekała na nią, a w nocy spały przytulone do siebie.

piątek, 7 czerwca 2013

17. Przygoda nad rzeczką


     Mała Elżunia miała starszego braciszka i jeszcze dwie starsze siostry. Były wakacje i cała rodzinka wyjechała do cioci Józi na wieś. Wioska ta leżała nad dużą rzeką, do której wpadała mała rzeczka. Właśnie na tej rzeczce niedaleko jej ujścia do dużej rzeki mieszkańcy pobudowali tamę. Po jednej stronie tamy woda sięgała do ramion dorosłego człowieka, natomiast po drugiej stronie tamy woda sięgała dzieciom do kolan. W upalne dni letnie przychodziły nad tą rzeczkę dzieci z całej okolicy. Kąpiel w te upalne dni był wspaniałą ochłodą.
     Elżunia z rodzicami i rodzeństwem też przyszła nad tą rzeczkę. Wzięła ze sobą wiaderko i łopatkę. Zapytała rodziców:
     - Mogę iść do wody?
     - Tak – zgodziła się mama. – A co będziesz robiła?
     Po krótkiej chwili odpowiedział:
     - Będę łapać do wiaderka te małe rybki.
     - A jak nie złapiesz żadnej to co będziesz robić? – zapytał braciszek.
     - Nazbieram muszelek i zabiorę do domu.
     - Musisz uważać, bo nie wszystkie muszelki są puste, mogą być w nich ślimaki albo małże.
     - To będę zbierać tylko te puste – odpowiedziała Elżunia. Wzięła wiaderko i poszła do wody.
     - Czy mogę z tobą się bawić? Razem szybciej nazbieramy całe wiaderko.
     - Tak – zgodziła się Elżunia.
     Z braciszkiem szybko nazbierała całe wiaderko muszelek. Potem wysypała muszelki na koc i powiedziała do mamy:
     - Teraz będę podlewać kwiatuszki, może będą ładniej rosły.
     Starszy braciszek Tadek niedawno nauczył się pływać, a ponieważ nie chciał z Elżunią podlewać kwiatków zaczęło mu się bardzo nudzić. Chciał koniecznie popływać po drugiej stronie tamy, tam gdzie było głęboko.
     - Mamo umiem już pływać. Pozwól mi pobawić się ze starszymi chłopakami. Zobacz oni w wodzie grają w piłkę – prosił mamę.
     - Dobrze. Będę cię obserwować. Tylko pamiętaj nie wolno ci nurkować. Za krótko pływasz byś mógł nurkować.
     - Będę pamiętać – krzyknął już z wody Tadek.
     Elżunię podlewanie kwiatków zmęczyło, więc zaczęła prosić mamę:
     - Chodź ze mną mamo. Nazbieramy kwiatuszków. Zobacz tam dalej na łące są takie piękne, a ja boję się iść tam sama.
     Mama trochę niechętnie podniosła się. Miała pilnować Tadka. Zwróciła więc do grających chłopców:
     - Przypilnujcie Tadka, on jeszcze dobrze nie pływa. Ja niedługo wrócę.
     - Będziemy go pilnować – chłopcy zgodnie zawołali.
     Mama z Elżunią poszły na skraj łąki, gdzie naprawdę rosły piękne kwiatki. Zaledwie zerwały kilka kwiatuszków, gdy z nad rzeki usłyszeli przeraźliwy krzyk Tadka. Rzuciły kwiatki i biegiem wróciły nad rzekę i co zobaczyły. Tadek siedział na kocu i wyciągniętą nogę pokazywał mamie.
     - Mamo jak bardzo boli mnie duży palec. Zobacz co mi się do niego przyczepiło – szlochał.
    - Mama usiadła na kocu i obejrzała nogę Tadka. Na końcu palucha ostrymi szczypcami przyczepiony był duży rak.
     - Jak to się stało? – zapytała mama.
     - Tadek zanurkował i jak wypłynął już miał przyczepionego raka – wyjaśnił starszy kolega.
     Okazało się, że Tadek nie posłuchał mamy, bo jak tylko mama oddaliła się od rzeki zaczął nurkować. Koledzy go ostrzegali, żeby nie nurkował, ale on tylko mruknął:
     - Mama nie patrzy to trochę poćwiczę, nic mi się przecież nie stanie.
     - No i stało się – odpowiedziała smutno mama. Potem wzięła delikatnie nogę Tadka. Mocno ścisnęła raka, który rozchylił swoje ostre szczypce i puścił palec.
     - Wrzućcie go do wody. Nie będziemy mu nic robić. Tadek musiał zawadzić go nogą w wodzie, a on poczuł się zagrożony i chwycił go za palec.
     Po chwili chłopcy wrzucili zadziornego raka do wody. Po dokładnym obejrzeniu palca okazało się, że nie ma ranki tylko trochę jest spuchnięty.
     - Przez kilka dni palec będzie cię bolał. Potem przestanie i będziesz mógł normalnie biegać – pocieszała mama Tadka, a Elżunia dodał:
     - Chyba teraz to będziesz się zawsze słuchał mamy.
     Tego dnia noga tak bardzo go bolała, że do domu tata musiał go nieść „na barana”. Po kilku dniach Tadek zapomniał o bolącym palcu i biegał normalnie. Postanowił jednak, że będzie już zawsze słuchał przestróg mamy.